Biały kataklizm PRL. „Nie podawać liczby ofiar!”
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Biały kataklizm PRL. „Nie podawać liczby ofiar!”

Dodano: 

„Sylwestra spędzaliśmy [...] razem z wojewodą Jerzym Kołodziejskim – wspominał Fiszbach. – O północy wypiliśmy szampana i ściągnęli nas do siedziby sztabu kryzysowego. W następnym tygodniu kryzys przerósł nasze możliwości techniczne. Przeglądam mój notes z tamtego roku – same spotkania w zakładach pracy, egzekutywy, posiedzenia sztabu: węgiel rozładowywać wprost z wagonów, żeby uniknąć przerw w ogrzewaniu; po odbiór mleka od rolników skierować pojazdy PKS. I tak w kółko”.

Fiszbach podkreśla, że w tamtych latach gdy coś się sypało, zawsze sięgano po hasła ofiarności obywatelskiej. „Nie wiem, czy działaliśmy dość skutecznie, na pewno w tamtym ustroju łatwiej było mobilizować załogi fabryk, bo przecież wszystkie one były państwowe. Ale kontakt z ludźmi był bardzo dobry, nikt się nie uchylał, sąsiad pomagał sąsiadowi. Ten kataklizm nie miał nic wspólnego z polityką, tak samo jak u nas działały sztaby kryzysowe na Zachodzie. Może dlatego nie odczułem też nacisków cenzury w sprawie upubliczniania informacji. Z jednym wyjątkiem – był zapis, by nie podawać liczby ofiar śmiertelnych. Jakieś na pewno były, ale ja nie wiem nawet, ile osób zginęło w województwie gdańskim”.

W elitach PZPR równie silne było przekonanie, że nieprzewidywane sytuacje opanować może tylko wojsko. Do odśnieżania torów i dróg skierowano czołgi, które miały swymi ciężkimi gąsienicami zrywać z dróg zmrożoną i zbitą twardą warstwę śniegu. Tam, gdzie ulice żołnierze przekopywali łopatami, autobusy jeździły w czymś w rodzaju jarów w zwałach śniegu. Na osiedlu Morena w Gdańsku stałym rytuałem tamtych dni było zatrzymywanie pojazdu przed stromą górą, na której zbudowano osiedle, i komenda kierowcy, by wszyscy pasażerowie wysiadali i pchali wóz. Kobietom łaskawie darowano te nadzwyczajne obowiązki pasażerskie.

Także tam, gdzie nie było wysokich wzniesień, jelcze utykały w śniegowo-lodowych zaspach, a tramwaje były zatrzymywane przez masy śniegu z błotem gromadzące się pod kołami.

Czytaj też:
„Słuchaj, jesteśmy otoczeni”. Henryk Wujec o oblężeniu hotelu pełnego działaczy „S”

Stanął transport międzymiastowy PKS, co spowodowało przerwy w dostawach towarów do hurtowni i sklepów. Wraz z komunikatami poszczególnych wojewodów o wprowadzaniu stanu klęski żywiołowej i zawieszeniu działania szkół minister oświaty i wychowania Jerzy Kuberski ogłosił, że wstrzymane zostają powroty z zimowisk dzieci i młodzieży. Rodzice nie wiedzieli, czy cieszyć się z decyzji ministra – bo odsuwało to wizje pociech tkwiących w pociągach zakopanych w szczerym polu – czy martwić się o to, czy dzieci na przedłużonych feriach aby czasem nie marzną. Niewiele pomagały silące się na urzędowy optymizm oficjalne media. Telefony w kuratoriach urywały się od pytań rodziców, czy ich pociechy na zimowych koloniach mają co jeść.

Lutowa powtórka

Najostrzejsza faza zimy stulecia zakończyła się 6 stycznia 1979 r., ale powracające okresowo mróz i śnieżne zawieje nie wypuszczały Polski z uścisku aż do końca lutego 1979 r. Kolejny atak zimy nastąpił bowiem w lutym. Rekordowy poziom pokrywy śniegu odnotowano wtedy w Suwałkach (84 cm, 16 lutego). Wcześniej znów solidnie zasypało: Łódź (78 cm, 2 lutego), Warszawę (70 cm, 31 stycznia), Szczecin (53 cm, 19 lutego), Kielce (39 cm, 2 lutego) i Poznań (29 cm, 20 lutego).

Najbardziej dramatyczna tragedia, której przyczyna wynikać mogła z długotrwałego zamarznięcia ziemi, miała jeszcze nadejść. I ku kolejnemu przerażeniu ekipy Gierka na swoją scenę wybrała samo centrum socjalistycznej stolicy. 15 lutego 1979 r. o godz. 12.02 wyleciała w powietrze Rotunda PKO na dzisiejszym rondzie Dmowskiego w Warszawie.

Rotunda PKO

Rozwścieczeni indolencją władz podczas kataklizmu w sylwestra Polacy nie dowierzali oficjalnym komunikatom (wszystko wskazuje na to, że prawdziwym) mówiącym o wybuchu wskutek awarii instalacji gazowej. Skoro władze od dziesięcioleci kłamały w dzień i w nocy, zwykli Polacy uznali, że musiało dojść do katastrofy, za którą kryły się tajne działania władz. „Jak się nazywa nowy szef PZPR? – Bank Sam Penk” – kpiono w popularnym żarcie nawiązującym do ciągłych wizyt szefów azjatyckich partii komunistycznych w Warszawie.

Podejrzewano, że mogło dojść do zamachu terrorystycznego będącego zemstą za bicie robotników Ursusa i Radomia w 1976 r. Według innych pogłosek eksplozja miała być wynikiem składowania w podziemnych korytarzach składów materiałów wybuchowych lub zakrzesania iskry przez mające ponoć jeździć tajnymi tunelami pod Warszawą transporty Armii Czerwonej z bazy w Rembertowie. Prawda była bardziej prozaiczna i miała związek z zimowym kataklizmem. Rekordowo długie zamarznięcie ziemi w Warszawie naruszyło instalacje gazowe i zabłąkana iskra wywołała eksplozję.

Absurdy „Misia”

Najlepszą i najbardziej znaną rejestracją szoku zimowego z 1979 r. jest film Stanisława Barei „Miś” kręcony zimą 1980 r., czyli rok później. Sceny z biurami, gdzie wszyscy noszą grube płaszcze, a kawa zamarza w szklankach, nie były zmyśleniem. Tak samo jak parodie ówczesnych pogadanek w TVP stworzone w dobrotliwych pogadankach Stanisława Mikulskiego „Wujka Dobra Rada”, który dobrotliwie pouczał młodych przyjaciół,że „klimat w naszej części Europy zawsze był przeciw nam”.

Czytaj też:
Zabijał, gdy żona rodziła. Ostatnie egzekucje w PRL

Tak samo znajomo w uszach widzów „Misia” brzmiały wówczas słowa szefa kotłowni, który pouczał kierowniczkę z administracji mieszkaniowej, że „jak jest zima, to musi być zimno – takie jest odwieczne prawo natury”. Nawet słynna scena z nieletnim Tomkiem Mazurem klnącym: „Motyla noga”, która odbywa się na przystanku, gdzie para dzieciaków czeka bez końca na autobus, to reminiscencja traumatycznych dni stycznia 1979 r.

Wszystko to pokazywało, jak dotkliwie Polacy zapamiętali totalny paraliż socjalistycznego państwa dobrobytu budowanego za zachodni kredyt. Dziś można już uznać, że to wtedy zimowy kataklizm i zapaść państwa skłoniły sporą część społeczeństwa do refleksji, że „tak dłużej się nie da”. Kolejnym etapem tego budzenia się ze snu będzie wizyta Jana Pawła II w Polsce w czerwcu 1979 r., a ponad rok potem Sierpień ’80 i strajki Gdańska, Szczecina oraz Górnego Śląska.

Artykuł został opublikowany w 1/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.