Udział polskich urzędników i polityków w uroczystościach, w czasie których oddaje się hołd postaci takiej jak Claus von Stauffenberg to policzek dla państwa polskiego oraz prawdy historycznej jako takiej. Nie, Stauffenberg nie był bohaterem. Owszem, zamierzał zabić Hitlera, lecz bynajmniej nie dlatego, aby ratować Żydów lub uwolnić Polaków z obozów koncentracyjnych i obozów pracy. Stauffenberg rozumiał jedynie, że kierunek, jaki na drugowojennych frontach obrał Hitler, prowadzi państwo niemieckie ku przepaści. Stauffenberg nie chciał klęski militarnej, ale nie oznacza to, że nie chciał, aby Niemcy władali całą, a przynajmniej większą częścią Europy.
Czas uwolnić się od cukierkowego, hollywoodzkiego wizerunku Clausa von Stauffenberga w wykonaniu Toma Cruise'a.
Plany spisku
Nawet historycy, którzy drobiazgowo analizują życie Stauffenberga nie są jednomyślni co do tego, kiedy i dlaczego zaczął on myśleć o zabiciu Hitlera. Przyjmuje się, że miało to miejsce w czasie kampanii w Afryce, w której brał udział (przełom 1942 i1943 roku). Stauffenbergowi miały nie podobać się metody dowodzenia armią oraz informacje o masowych mordach dokonywanych przez niemieckie wojska na terenach okupowanych.
Wcześniej jednak, po dojściu Hitlera do władzy w roku 1933, Stauffenberg był jego postacią zafascynowany – podobnie jak miliony innych obywateli Rzeszy. Z biegiem lat coraz bardziej doceniał jego zdolności przywódcze oraz popierał kierunek, w jakim rozwijały się Niemcy, zarówno na polu wewnętrznym, jak na arenie międzynarodowej.
Choć podobno raził go krzykliwy antysemityzm Hitlera, to akceptował go w imię „wyższego” celu, jakim było dobro Niemiec. Wybuch wojny i atak na Polskę Stauffenberg w pełni popierał i uważał za konieczność – rozszerzenie niemieckich wpływów na Wschodzie było bowiem niezbędne, jak uważał, do rozwoju kraju.
Mieszkańcy terenów podbitych traktowani byli przez niego jak ludzie niższej kategorii. W połowie września 1939 roku Stauffenberg pisał do żony:
„Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający (…) Najważniejsze jest to, abyśmy w Polsce właśnie teraz zaczęli planową kolonizację”..
Wraz z pogarszającą się sytuacją niemieckich wojsk niektórzy oficerowie, w tym Stauffenberg widzieli, że Niemcy mogą nie wygrać wojny. Zupełnie jasne stało się to w połowie 1944 roku, po otwarciu drugiego frontu w Europie, po lądowaniu aliantów w Normandii.
Czy zamach na Hitlera był zatem efektem niebywałej odwagi czy raczej aktem strachu i desperacji? Stauffenberg wierzył, że kiedy Hitler zginie, Niemcy podpiszą z aliantami pokój. Nie porzucał on marzeń o Tysiącletniej Rzeszy, a jedynie chciał zminimalizować straty, a zarazem ratować siebie i swój dobrobyt.
Czynienie ze Stauffenberga bohatera narodowego – nawet pomimo tego, że za swoje czyny zapłacił najwyższą karę – jest niegodne i uwłacza pamięci tych nielicznych, którzy naprawdę przeciwstawiali się złu nazistowskiego reżimu. Dlaczego Niemcy z takim pietyzmem nie mówią o Thomasie Mannie lub ruchu Białej Róży, której członkowie zostali zamordowani za głoszenie antynazistowskich haseł? Czy znaczenie ma to, że Mann, wstydząc się kierunku, w jakim zmierzają Niemcy, zrzekł się niemieckiego obywatelstwa, zaś ruch Białej Róży był organizacją chrześcijańską?
Czytaj też:
Skandal w Gdańsku. Niemiecki konsulat uczcił nazistę von StauffenbergaCzytaj też:
Nie tylko Wilczy Szaniec. Pięć zamachów na Adolfa Hitlera