Podczas kampanii wrześniowej polscy żołnierze walczyli z poświęceniem i dzielnie, pokazując nie tylko wysoki poziom wyszkolenia, ale i morale. Jednak w kilkunastu polskich miastach za broń chwyciła też ludność cywilna, przystępując do ich obrony obok jednostek Wojska Polskiego albo samodzielnie. Niemcy od początku traktowali cywilnych obrońców jak bandytów, wyjętych spod ochrony prawa wojennego i rozstrzeliwali ich na miejscu. Tak było w Kłecku w Wielkopolsce, gdzie próba powstrzymania nacierającego Wehrmachtu skończyła się tragicznie dla obrońców miasta.
Zwrot zaczepny
Plany operacyjne dla Armii Poznań na wypadek niemieckiego ataku przewidywały osłonę Poznania i Wielkopolski oraz ubezpieczanie działań Armii Pomorze i Łódź. Początek wojny na wyznaczonym kierunku działania przebiegał spokojnie. Doszło jedynie do niewielkich starć granicznych. Jednak sytuacja pod Częstochową, gdzie w pierwszych dniach wojny Niemcy przełamali obronę na styku armii Łódź i Kraków zmusiła dowodzącego armią gen. Kutrzebę do odwrotu. Już 2. września sztab Naczelnego Wodza sugerował Kutrzebie, że powinien zwrócić się na południe, w celu odciążenia Armii Łódź. 4 września oddziały Armii Poznań zaczęły wycofywać się z zajętych pozycji, podążając w stronę Bzury, aby stoczyć tam największą bitwę kampanii. W obliczu nadchodzącego Wehrmachtu Wielkopolska pozostała bez ochrony regularnego wojska.
Czytaj też:
1 września pod Mokrą. Chwała polskiej kawalerii
Tak właśnie było w Kłecku, niewielkim mieście leżącym kilkanaście kilometrów na północny zachód od Gniezna. Miasto było węzłem drogowym, przechodziła też przez nie linia kolejowa. Położone na przesmyku między dwoma jeziorami – Kłeckim i Gorzuchowskim – stanowiło bramę prowadzącą do pierwszej stolicy Polski.
Niemcy nie spieszyli się zajmując Wielkopolskę. Ich pierwsze pododdziały podeszły pod miasto dopiero 8 września. W tym czasie niemieckie czołówki były już na obrzeżach Warszawy.
Liczcie tylko na siebie
Marsz Wehrmachtu poprzedzony był dywersyjnymi działaniami piątej kolumny. Członkowie mniejszości niemieckiej, wspierani przez dywersantów przerzuconych z Rzeszy niszczyli łączność telefoniczną, ostrzeliwali wycofujących się żołnierzy, a nawet próbowali przejmować władzę na opuszczonych przez wojsko terenach.
Burmistrz Kłecka Jan Garski został zmobilizowany. Na prośbę mieszkańców jego funkcję przejął ksiądz Maksymilian Koncewicz. Już na początku wojny w mieście utworzono Straż Miejską, głównie po to, aby chronić ludność przed ekscesami dywersantów. Oprócz tego straż kierowała ruchem napływających uchodźców, chroniła ich bagaże, pełniła wartę przy mostach, fabrykach i magazynach. Strażnicy uzbrojeni byli w broń skonfiskowaną miejscowym Niemcom - w większości myśliwską. Dopiero szóstego września z Gniezna przysłano większą ilość wojskowych karabinów.
Wkrótce okazało się, że cywilnym mieszkańcom przyjdzie się bronić nie tylko przed dywersantami. Już 2. września miasto opuścił stacjonujący tam 17. pułk artylerii lekkiej. Żołnierze przed odjazdem pomogli w budowie prowizorycznych umocnień polowych, rowów przeciwczołgowych i schronów. Ostatnie polskie oddziały przeszyły przez Kłecko 6. września, wysadzając most kolejowy. Pracownicy poczty przecięli druty telefoniczne. Odtąd miasto mogło liczyć tylko na siebie.