Innowacja, która uratowała miasta

Innowacja, która uratowała miasta

Dodano: 
Ciepłownia w jednym z niemieckich miast. Zdjęcie ilustracyjne
Ciepłownia w jednym z niemieckich miast. Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Wikimedia Commons / Helge Klaus Rieder
To, jak konieczne było dla metropolii zbudowanie systemu centralnego ogrzewania, udowodniły wydarzenia z grudnia 1952 r. Smog z setek tysięcy indywidualnych pieców i kotłowni przyniósł wówczas śmierć ok. 10 tys. londyńczyków

Tymoteusz Pawłowski

Starożytni twierdzili, że ludzkość zawdzięcza umiejętność posługiwania się ogniem Prometeuszowi, który wykradł płomienie z Olimpu. Bardziej współcześni badacze przedstawiają inną wersję tych wydarzeń, o wiele mniej magiczną i o wiele bardziej skomplikowaną. Archeolodzy uważają, że 125 tys. lat temu kontrolowanie ognia przez ludzi było szeroko rozpowszechnione. W Maroku znaleziono „hartowane” ogniem ostrza kamienne sprzed 300 tys. lat. Być może nawet umiejętność korzystania z ognia – a nawet i rozniecania go – posiedli przedstawiciele gatunku Homo erectus już 1,7 mln lat temu.

Ogień dał ludziom niesamowite możliwości: ochrony przez dzikimi zwierzętami, tworzenia wytrzymałych narzędzi, wykonywania ozdób. Do tego dochodziły zainteresowanie się sztuką i poprawa diety. Nie chodziło nawet o to, że kotlet był smaczniejszy od tatara, ale o to, że ugotowana czy upieczona żywność jest łatwiej przyswajalna od surowej, dzięki czemu więcej energii ciało mogło przeznaczyć na rozwój mózgu. Ogień pozwolił również ludziom na nocną aktywność oraz na zasiedlanie tych terenów, na których było zimno.

O ile w Egipcie czy w Mezopotamii ogrzewanie domów przydawało się z rzadka, o tyle już w Grecji i Rzymie stawało się koniecznością. Przede wszystkim korzystano z niewielkich przenośnych piecyków, które – gdyby nie były opalane drewnem i węglem – moglibyśmy porównać do dzisiejszych koksowników. Były to również najpopularniejsze urządzenia grzewcze przez większą część średniowiecza. Dopiero tysiąc lat temu stałe piece zagościły w domostwach, a kominy stały się częścią europejskiego krajobrazu. Piec i komin należały do tych niepozornych wynalazków, które 1052 lata temu pomogły Polanom przeprowadzić się z ziemianek do domów i stworzyć polskie państwo...

Od pieca do kotłowni

Piec – gliniany, duży – był przez stulecia centralnym punktem, wokół którego budowano dom. Albo dworek. Jeden piec służył kilku pomieszczeniom, w bogatszych domostwach – kuchni i trzem pokojom. Zmiany następowały powoli: w XVII w. pojawiły się pierwsze książki na temat ogrzewania domów, a w XVIII w. – prototyp centralnego ogrzewania. W 1716 r. Mårten Triewald, szwedzki inżynier nadzorujący pompy parowe w kopalniach wokół angielskiego Newcastle, zbudował szklarnię, do której doprowadził rurami gorącą parę. Cieplarnia działała przez parę lat, ale dość szybko została zapomniana – nie widziano dla niej większego praktycznego zastosowania.

Czytaj też:
Patent, który zbudował nowoczesną cywilizację

O pomyśle przypomniano sobie po ponad stu latach, gdy rewolucja przemysłowa znalazła zastosowanie dla stali i węgla nie tylko w fabrykach, lecz także w domach i – szczególnie na początku – w pałacach. Wśród arystokracji i bogatego mieszczaństwa pojawiła się moda na gorącą wodę w kranach, a po kilku latach zaczęto ją wykorzystywać do ogrzewania pomieszczeń. Kaloryfer został naukowo zbadany i opatentowany w 1834 r. w Stanach Zjednoczonych, montowano go już w latach 40. XIX w., ale za wynalazcę uchodzi Franz San Galli. Był to pruski inżynier włoskiego pochodzenia urodzony w Kamieniu Pomorskim, który karierę zrobił w zimnym rosyjskim Petersburgu. Tam w 1855 r. zaprezentował pierwsze kaloryfery i błyskawicznie dostał kontrakt na przebudowę ogrzewania w carskich pałacach. Całkiem niedawno przypomniały sobie o tej postaci rosyjskie władze, rozpoczęły kampanię propagandową, a nawet uhonorowały Gallego pomnikiem.

Artykuł został opublikowany w 2/2019 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.