Struga krwi nad Antietam
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Struga krwi nad Antietam

Dodano: 
Bloody Lane po bitwie; foto Alexander Gardner,
Bloody Lane po bitwie; foto Alexander Gardner,Źródło:Wikimedia Commons
Mija właśnie 160 rocznica bitwy pod Antietam, stoczonej podczas Wojny Secesyjnej. W jednym z najbardziej krwawych starć tego konfliktu zginęło albo zostało rannych ponad 23 tysiące żołnierzy Unii i Konfederacji. Jakby nie było, po obu stronach walczyli wówczas Amerykanie, ale jest to do dziś niepobity rekord ich strat podczas jednego dnia walk.

Bitwa była ważna również z innych powodów. To po niej Lincoln ogłosił zniesienie niewolnictwa w stanach Południa, a jej skutki w znacznym stopniu wpłynęły na dalsze losy wojny, w tym i zwycięstwo Unii.

Polityczna bitwa

Trwająca od prawie półtora roku wojna nie była dotychczas szczęśliwa dla stanów Północy. Mimo przewagi w ludności, potencjale przemysłowym, uzbrojeniu, wyposażeniu i finansach, Południe wciąż było górą. Oddziały armii Skonfederowanych Stanów Ameryki skutecznie broniły swojego terytorium.

Po przegranej kampanii w Dolinie Shenandoah wiosną 1862 r. i drugiej bitwie pod Bull Run pod koniec sierpnia, wojska Unii musiały opuścić Wirginię. Dla Konfederacji nadarzyła się szansa na przeniesienie walk na terytorium przeciwnika.

Zamiar ten, oprócz zwykłego marzenia dowódców o prowadzeniu wojny na koszt drugiej strony, miał głębsze uzasadnienie. Politycy Konfederacji, w tym jej prezydent Jefferson Davis uważali, że duży sukces na Północy, w dodatku zagrażający pobliskiej stolicy, skłoni Lincolna do negocjacji i zakończenia wojny. Liczyli też na uznanie skonfederowanych stanów przez Wielką Brytanię i Francję, niechętnych wzmocnieniu roli USA i cierpiących na braki bawełny z Południa, zatrzymanych unijną blokadą morską.

Lincoln z kolei potrzebował dużego zwycięstwa nie tylko aby podeprzeć morale i swoją popularność, spadającą w zmęczonym wojną społeczeństwie. Wygrana dałaby mu możliwość skutecznego ogłoszenia deklaracji o zniesieniu niewolnictwa i ostatecznego związania celów wojny z tą kwestią.

Mars kontra Napoleon

Głównymi siłami Południa, czyli liczącą ok. 40 tys. żołnierzy Armią Północnej Wirginii dowodził gen. Robert E. Lee, nazywany czasem „Marsem”. Genialny strateg i taktyk, potrafiący nie tylko przewidywać ruchy swoich przeciwników, ale i stosować metody walki wyprzedzające o dziesiątki lat ówczesną sztukę wojenną, doskonale nadawał się do przeprowadzenia tego zadania.

Lincoln i Mc Clellan

Lee wkroczył do pozostającego w Unii Marylandu 4 września, przekraczając Potomak w pobliżu brodu White's Ford. Do 7 września cała Armia Północnej Wirginii była już na Północy. Generał wydał proklamację do ludności stanu, wzywając do przyłączenia się do Konfederacji. Po cichu liczył na werbowanie rekruta do coraz bardziej cierpiącej z powodu jego braku armii i na lepszą aprowizację oddziałów.

Mieszkańcy odnieśli się do tej propozycji raczej z rezerwą, zamykając przed nadciagającym wojskiem sklepy i domy i szczelnie opuszczając rolety. Bez wątpienia miał na to wpływ wygląd Południowców. Obdarci, często bosi plądrowali miasta i wsie w poszukiwaniu pożywienia. W odróżnieniu od Unii, która wydawała się mieć mieć nieprzebrane zasoby, coraz bardziej doskwierał im brak nawet podstawowych produktów. Szybko też przekonali się o zaawansowaniu cywilizacyjnym Północy. Wielu żołnierzy odłączało się od kolumn i pozostawało w tyle, nie będąc w stanie iść boso po wysypanych tłuczniem drogach Marylandu.

Dzisiejszy widok na pole bitwy z Bloody Lane w kierunku Pola Kukurydzy, w oddali widoczny Dunker Church. Autor: Grzegorz Janiszewski

Wieści o wtargnięciu gen. Lee na terytorium Unii dotarły do Waszyngtonu tego samego dnia. Lincoln i naczelny dowódca - gen. Henry Halleck postawili jasne zadanie dowodzącemu głównąsiłą Unii czyli Armią Potomaku gen. George’owi B. Mc Clellanowi. Obronić Waszyngton, rozbijając przy tym Armię Północnej Wirginii.

Mc Clellan wyruszył z obozowiska w Rockville w Marylandzie na czeleokoło 90 tys. ludzi. Generał wypłynął po ubiegłorocznej klęsce Unii w pierwszej bitwie pod Bull Run, kiedy to opromieniony kilkoma sukcesami na początku wojny, zreorganizował Armię Potomaku i tchnął w nią nowego ducha.Kochany przez żołnierzy i doceniany przez polityków, wydawał się odpowiednim kandydatem na pogromcę gen. Lee. Jednak "Mały Napoleon" jak go nazywano miał również poważne wady. Dalece ostrożny i nie szafujący życiem podległych żołnierzy, nie miał szans z agresywnymi i śmiałymi dowódcami Południa. Jego granicząca z kunktatorstwem ostrożność i ograniczone zdolności taktyczne doprowadziły do klęski wiosennej kampani półwyspowej mającej na celu zajęcie Richmond. Zadufany w sobie i nie znoszący krytyki, nie wyciągał wniosków z dotychczasowych porażek.

Dzisiejszy widok Dunker Church z odtworzoną baterią konfederackich armat ostrzeliwujących pole kukurydzy. Autor: Grzegorz Janiszewski

Równieżteraz był dosłownie paraliżowany przez wyolbrzymione dane o siłach Lee, sięgających nawet 200 tys. żołnierzy. Pozyskiwali je m.in. detektywi Pinkertona, robiący za wywiad wojskowy Unii.

Na to właśnie liczył Lee. Pewny siebie, podzielił swoje siły. Część wysłał w głąb stanu, a część zostawił do zdobycia ważnego węzła komunikacyjnego i arsenału Unii w Harper's Ferry. Niewielkie oddziały wydzielił do obrony przełęczy pod South Mountain w Paśmie Błękitnym Appalachów. Armia Potomaku musiała tamtędy przejść, żeby zaatakować Armię Północnej Wirginii.

Cygara i rozkaz

Lee ujął swój zamiar w Rozkazie Specjalnym nr 191, którego kopie rozesłano do najważniejszych dowódców. Rankiem 13 września federalny 27. pułk piechoty z Indiany zatrzymał się na postój w pobliżu Frederick, w miejscu, na którym widoczne były ślady obozowania południowców. Szeregowy Barton W. Mitchell zobaczył w trawie jakiś pakunek. W kopercie, którą podniósł, znalazł trzy cygara, owinięte w kopię Rozkazu nr 191. Rozkaz dotarł do McClellana jeszcze tego samego dnia i został potwierdzony przez płk Pittmana ze sztabu XII Korpusu. Rozpoznał on charakter pisma płk Chiltona, który kopiował oryginalny rozkaz gen. Lee.

Kapelusz Herdee'go American Civil War Museum Richmond foto Grzegorz Janiszewski

McClellan kiedy zrozumiał co otrzymał, wyrzucił ręce do góry i krzyknął "Teraz wiem, co mam robić!". Przed dowódcą Armii Potomaku otwierała się niezwykła perspektywa. Wykorzystując niedociągnięcia planu Lee, który postawił na szybkość i zaskoczenie, mógł przejść przez słabo bronione przełęcze South Mountain i pobić kolumny południowców po kolei, zanim zdążą się połączyć. Jednak zamiast wyruszyć od razu, czekał do rana następnego dnia.

14 września siły McClellana spotkały się z konfederackimi oddziałami czekającymi na przełęczach. Około 11., mimo zażartej obrony, Fox's Gap była już w rękach żołnierzy Unii. Wkrótce padły również Turner's Gap i Crampton's Gap. Droga do zniesienia oblężenia Harper's Ferry i pokonania gen. Lee stała otworem. W obliczu takiego rozwoju sytuacji ten zarządził odwrót do Wirginii. Jednak 15 września otrzymał informację, że garnizon w Harper's Ferry poddał się. W ręce Konfederatów dostały się znaczne ilości uzbrojenia i zaopatrzenia. Lee zmienił decyzję. Postanowił przyjąć bitwę na obronnej pozycji.

Starannie ją wybrał na wschodnich przedpolach niewielkiego miasteczka Sharpsburg. Okolica była pofałdowana, z licznymi pagórkami, ale dogodna dla użycia artylerii. O milę na wschód od miasta przepływała meandrując rzeczka Antietam, przez którą przerzucone były trzy mosty. Lee swoje prawe skrzydło oparł o rzekę, a centrum i skręcające na zachód lewe skrzydło o biegnącą wśród pól drogę. Od północy pozycję flankowały dwa zagajniki, pomiędzy którymi rozciągało się pole dojrzałej kukurydzy.Dalej na północny zachód płynął Potomak, co uniemożliwiało okrążenie, ale i utrudniało odwrót w razie przegranej. Generał jednocześnie posłał po rozproszone oddziały, wzywając je do natychmiastowego marszu na miejsce koncentracji.

Zbyt ostrożnie naprzód

Mc Clellan kroczył na spotkanie. Pierwsze oddziały Uni przybyły nad Antietam już 15. września, ale plan rozegrania bitwy został ukończony dopiero 16. po południu. Nie był skomplikowany, ale wymagał ścisłego skoordynowania w czasie i współdziałania oddziałów. I. Korpus gen. Hookera wraz z II. Korpusem gen. Edwina Sumnera i XII. gen. Josepha K.F. Mansfielda miały przeprawić się przez potok Antietam i zająć pozycje naprzeciw lewego skrzydła przeciwnika. V. Korpus gen. Fitz - John Portera i IX. gen. Ambrosa Burnsidamiały zostać rozmieszczone naprzeciw konfederackiego centrum i prawego skrzydła, już za potokiem, któryrozdzielał unijne pozycje. VI. Korpus gen. Franklina stanowił odwód.

Pole Kukurydzy, widok dzisiejszy, foto Grzegorz Janiszewski

XI. Korpus Armii Potomaku, w skład którego wchodził tzw. "Polski Legion" czyli 58. Regiment ochotniczy z Nowego Jorku stworzony i dowodzony przez gen. Włodzimierza Krzyżanowskiego, nie brał udziału w bitwie, odesłany do ochrony Waszyngtonu po ciężkich stratach poniesionych podczas kampanii w Wirginii. Udało się więc uniknąć bratobójczej walki, bo w bitwie wzięła udział po stronie Południa inna "polska" jednostka - 14. pułk piechoty z Luizjany.

Hooker i Mansfield, wspierani przez Sumnera mieli zaatakować lewe skrzydło Konfederatów. Burnside miał przekroczyć Antietam przez most i bród i zaatakować skrzydło prawe. Przy zanagażowaniu obu skrzydeł przeciwnika w ciężkie walki, McClellan odwodem przełamałby centrum przeciwnika i wygrał bitwę.

Mały, biały domek

Po południu 16. września McClellan, który nie ruszał się ze swojej kwatery oddalonej o 2 km od miejsca przyszłej bitwy wysłał na rozpoznanie I. Korpus gen. Josepha Hookera. Hooker przekroczył Antietam na północ od pozycji Lee i o zachodzie słońca natknął się na rozstawione na północnej flance podoodziały gen. Johna Bella Hooda.

Awangarda I. Korpusu, składająca się głównie z przedwojennych myśliwych z 13. pułku z Pensylwanii, dostała się pod ciężki ogień Konfederatów. Zapadający zmrok nie pozwolił na kontynuowanie walki. Hooker zdążył jeszcze objechać pole bitwy i wybrać cel ataku. Oddziały miały iść na widoczny w oddali na wzgórzu budynek kościoła zwany Dunker Church. Ironią losu gospodarujący tam niemieccy baptyści byli pacyfistami. Aby do niego dotrzeć, trzeba było pokonać około mili przez pastwiska i mierzące jakieś 230 na 365 metrów pole dojrzałej kukurydzy między zagajnikami nazywanymi Wschodnim i Zachodnim Lasem.

Rankiem następnego dnia, około 5.30, kiedy rozwiała się mgła nad polami, federalni wyszli z lasu i ruszyli do natarcia przez pole koniczyny, w kierunku łanów kukurydzy. Konfederackie baterie od razu rozpoczęły ich ostrzał ze wzgórza Nicodemus Hill. Odpowiedziała im unijna artyleria z grzbietu wzgórza za farmą Poffenbergera, starając się uciszyć wrogie stanowiska. Część ognia została skierowana na Pole Kukurydzy, gdzie przy wschodzącym słońcu wyraźnie było widać połyskujące wśród dojrzałych kolb konfederackie bagnety.

Dzisiejszy widok na południowy skraj Pola Kukurydzy, foto Grzegorz Janiszewski

Po zachodniej stronie pola atakował I. Korpus. W awangardzie szli żołnierze 4. Brygady gen. Gibbona, noszący czarne, wysokie kapelusze Hardee’go wz. 1858 zamiast kepi. Za swoją postawę podczas niedawnej bitwy o South Gap dostali przydomek „Żelaznej Brygady”.

Brygada gen. Abrahama Dury'ego wyszła z zagajnika i posuwała się po wschodniej stronie Pola Kukurydzy, gdzie od razu dostała się pod ciężki ostrzał z muszkietów, prowadzony z odległości około 200 metrów przez żołnierzy z Brygady Georgii. Dury czekał na nadchodzące z pomocą kolejne dwie brygady, ale prowadzący swój oddział gen. Hartsuff został ranny, a płk Christian doznał załamania nerwowego i uciekł z pola bitwy.

Dury po 20 minutach ciężkiej walki stracił 300 żołnierzy, ale trzymał pozycję. Kiedy Brygada "Tygrysów z Luizjany" płk Harry'ego T. Haysa przypuściła na nią atak, na Polu rozpętało się piekło. Jak wspominał kpt. Benjamin F. Cook z 12. pułku piechoty z Massachusetts: "Najbardziej zabójczy ogień, jakiego doświadczyłem podczas wojny. Kule uderzały w muszkiety, które rozpadały się od ich uderzeń w rękach żołnierzy, dziurawiły manierki i chlebaki. Martwi i ranni padali pokotem pod ogniem".

Pod naporem „Tyrysów” Dury musiał wycofać się do Wschodniego Lasu, odsłaniając lewą flankę "Żelaznej Brygady", która tymczasem zepchnęła Konfederatów z Pola Kukurydzy i wchodziła już do Zachodniego Lasu. "Tygrysy" rozpoczęły ostrzał, hamując te postępy. Powstrzymała ich dopiero prowadzona na ślepo, w kukurydzę, palba z podciągniętych przez federalnych dział. Tymczasem "Żelazna Brygada", która dotarła do ogrodzonego drewnianym płotem południowego skraju Pola Kukurydzy dostała się pod ogień przyczajonych tam do tej pory oddziałów z Georgii. Mimo tego federalni postępowali naprzód, w kierunku Dunker Church, od których dzieliło ich ciągle dobrych kilkaset metrów. Natarcie weszło już tak głęboko w linię obrony Konfederatów, że ich lewa flanka groziła załamaniem w ciągu nastepnych kilkunastu minut. Sytuację uratował dopiero atak ponad dwóch tysięcy teksańczyków z dywizji gen. Johna Bella Hooda. Nacierających z furią tym większą, że rozkaz przerwał ich pierwszy od kilku dni ciepły posiłek. Wspierani przez cztery inne brygady piechoty zmietli z pola bitwy nacierających Unionistów. Zapłacili za to wysoką cenę. Hood zapytany po ataku gdzie są jego żołnierze, odpowiedział "martwi w polu". Była to prawda, straty wyniosły około 60%. Atak się jednak opłacił. Po dwóch godzinach bitwy Unioniści stracili około 2,5 tysiąca zabitych i rannych i dalej byli w tym samym miejscu, w którym zaczynali bitwę. Pole Kukurydzy - spłacheć ziemi o powierzchni niespełna 10 hektarów, przechodził w tym dniu z rąk do rąk około piętnastu razy.

Sytuacja na polu bitwy w godz. 5.30 - 7.30

Te zażarte walki zmusiły gen. Lee do przerzucenia tam brygady Andersona, osłabiając prawe skrzydło. Również McClellan musiał dosłać posiłki. Na pole bitwy wyruszył złożony w połowie ze świeżych rekrutów XII. Korpus gen. Mansfielda. Mansfield, który pomimo czterdziestu lat spędzonych w armii nie miał zbyt dużego doświadczenia w dowodzeniu, rzucił swój oddział do walki w kolumnach, zamiast rozwinąć go w tyraliery. Miało to zapobiec ucieczce nieostrzelanych żołnierzy pod ogniem. Oczywiście natychmiast ściągnęło to uwagę konfederackiej artylerii, która zaczęła prażyć do „wielkiego jak stodoła” celu. Pierwsza dywizja korpusu oddała pola weteranom Hooda. Mansfield wkrótce został śmiertelnie trafiony w pierś przez snajpera. Na polu walki zostały cztery pułki z tzw. Rezerwy Pensylwanii chowające się za nikłą osłoną z drewnianego płotu na północnym krańcu Pola Kukurydzy.

W tym czasie Hooker objeżdżał pole bitwy próbując zorientować się w sytuacji i pociągnąć żołnierzy do walki. Wspominał później widok, jaki tam zastał: "każda łodyga kukurydzy w północnej, większej częsci pola była ścięta jakby nożem, a zabici leżeli w rzędach, dokładnie tak, jak stali w szyku kilka chwil wcześniej".

Jego siwy koń szybko przyciągnął uwagę snajpera, który trafił generała w stopę. Rana mocno krwawiła i Hooker został zniesiony z pola bitwy. Tymczasem konfederaci ponawiali ataki, żeby wyprzeć przeciwnika. 1. pułk z Teksasu pod dowództwem płk P.A. Worksa przypuścił szturm na ukrytych za płotem Pensylwańczyków, ale w mniej niż pół godziny stracił ponad 80% stanu wyjściowego, w tym dziewięciu chorążych, którzy po kolei przejmowali sztandary pułku i Konfederacji.

Dzisiejszy widok Bloody Lane, foto Grzegorz Janiszewski

Druga dywizja z korpusu Mansfielda, której żołnierze byli bardziej ostrzelani zdołała ponownie wyprzeć konfederatów z Pola Kukurydzy, spychając ich do Zachodniego Lasu. Z broniących się przed nią 250 żołnierzy z 6. Pułku z Georgii, ocalało zaledwie dwa tuziny.

Zza potoku Antietam, przeprawiając się przez bród, na pomoc Mansfieldowi nadchodziły teraz jeszcze dwie dywizje z II. Korpusu Sumnera. Pierwsza, licząca 5 tys. żołnierzy pod dowództwem gen. Segdwicka nacierała przez północny skraj Wschodniego Lasu i wpadła pod ciężki ogień trzech konfederackich dywizji i artylerii konnej, strzelającej z Nicodemus Hill. Po trwającej zaledwie pół godziny walce musiała się w nieładzie wycofać, zostawiając na polu bitwy 2200 zabitych i rannych. XII. Korpus stracił przez nieco ponad 2 godziny około jednej czwartej stanu osobowego. Po wyeliminowaniu Hookera i Mansfielda dowócy nie znali zamiaru operacyjnego głównodowodzego. Oddziały zaczęły krążyć po polu bitwy, wielu żołnierzy odłączyło się od swoich jednostek. Wszędzie leżały trupy i krzyczący z bólu ranni. Około dziesiątej rano walki zaczęły cichnąć. Strony zaległy na swoich pozycjach, wyczerpane i niezdolne do przełamania obrony przeciwnika, ale bitwa była daleka od rozstrzygnięcia.

Krwawa aleja

Tymczasem druga z dywizji Korpusu Sumnera pod dowództwem gen. Williama H. Frencha, po sforsowaniu ok. 8.30 Brodu Pry'ego, zamiast wejść do Wschodniego Lasu i skierować się na Pole Kukurydzy, przy dźwiękach orkiestr pułkowych wygrywających wojskowe marsze, skręciła na południe, w kierunku Sunken Road - "Zapadniętej Drogi". Wiodła ona ze wzgórza Hagerstown Pike - około 500 metrów na południe od Dunker Church, skręcając dalej do Bonsboro Pike. Droga była używana przez farmerów do omijania Sharpsburga załadowanymi wozami. Pod ich ciężarem, przez lata użytkowaniajej poziom obniżył się o ok. 1,5 m w stosunku do okolicznych pól. Po obu jej stronach biegły solidne, drewniane płoty.

Sytuacja na polu bitwy w godz. 9-13

French stracił łączność z Sumnerem i Sedgwickiem i żądny walki kazał strzelać do harcowników zalegających przed przednim skrajem obrony konfederackiego centrum. Wtedy dotarł do niego goniec z rozkazem od Sumnera, aby natychmiast natarł na pozycje Południowców. Ten ruch miał odciagnąć konfederatów maskarujących właśnie federalnych na Polu Kukurydzy.

French ruszył frontalnie na Sunken Road, obsadzoną przez 2,5 tys. ludzi gen. Hilla i mocno wykrwawioną porannym starciem zbieraninę żołnierzy z innych jednostek. Widząc to konfederaci zaczęli wzmacniać płoty od strony spodziewanego ataku, a Hill posłał do gen. Lee po posiłki. French miał ponad dwukrotną przewagę liczebną, ale atakował silną pozycję. Pierwsza salwa południowców zatrzymała natarcie. Potem rozpoczęła się wymiana ognia z obu stron. Trzy ataki federalnych, zarówno nieopierzonych rekrutów, jak i ostrzelanych weteranów załamały się w konfederackim ogniu. W trakcie walki do obu stron przybyły posiłki, a konfederaci próbowali - chociaż bez powodzenia - kontratakować.

Do czwartego ataku ruszyła składająca się głównie ze świeżych emigrantów Brygada Irlandzka pod dowództwem gen. Thomasa F. Meaghera, który tak później to opisał: "oficerowie i żołnierze podnieśli swoje szable i kapelusze i trzykrotnie z całego serca krzycząc na cześć gen. Mc Clellana i Armii Potomaku ruszyli na wroga". Ruszyli z furią, ale czy dla swojego dowódcy, czy też z chęci pokazania, że nie są gorsi od tłamszących ich anglo – saksońskich protestantów, wiedzieli tylko oni sami. Kiedy szli do ataku pod łopoczącą na wietrze zieloną flagą z harfą Briana Śmiałego, ich kapelan - ojciec Colby - próbując przekrzyczeć bitewny zgiełk przemierzał szyki, udzielając żołnierzom zbiorowej absolucji.Atak załamał się po jednej salwie, w której zginęło i zostało rannych 540 Irlandczyków.

Do przełamania pozycji Konfederatów doprowadził dopiero atak brygady gen. Johna C. Caldwella. Caldwell chował się przed morderczym ogniem prowadzonym z Sunken Road za stogiem siana. Znalazł go tam i wygonił do ataku gen. Richard H. Anderson - dowódca dywizji, którą przysłał na pomoc McClellan. Ludzie Caldwella okrążyli prawą flankę konfederatów, a ppłk Barlow z resztkami dwóch nowojorskich pułków zajął górujący nad Sunken Road pagórek. Unijni żołnierze przeprowadzili manewr podobny do stosowanych w I wojnie światowej przez obsługi ciężkich karabinów maszynowych. Zaczęli morderczy ostrzał wzdłuż lini przeciwnika. Teraz każda wystrzelona kula miała o wiele większe szanse na trafienie.

W dodatku żołnierze z Brygady Alabamy źle zrozumieli rozkaz wydany przez swojego dowódcę gen. Roberta Rodesa. Zamiast obejść pozycje unionistów, zaczęli się wycofywać, pociągając za sobą kolejne oddziały. Federalni rzucili się w pościg, powstrzymany podciągnięciem armat przez dowódcę konfederackiego centrum, gen. Jamesa Longstreeta. Walki trwały jeszcze do pierwszej po południu, aż w końcu zapadła bitewna cisza.

Bloody Lane po bitwie; foto Alexander Gardner,

I tutaj obie strony poniosły trudne do wyobrażenia straty. Od 9.30, kiedy zaczęła się tu bitwa unioniści stracili 3 tys., a konfederaci 2,6 tys. zabitych i rannych. Sunken Road miejscami była wypełniona po brzegi martwymi żołnierzami. Niektórzy stali jeszcze w nienaturalnych pozycjach, uczepieni płotów, tam gdzie dosięgła ich karabinowa kula albo armatni szrapnel.

Sierż. Charles A. Hale z 5. Regimentu Piechoty z New Hampshire, tak opisywał tą walkę:

„Jakże krwawym miejscem była ta zapadła droga. Nadchodziliśmy, a przed nami cofała się Irlandzka Brygada. Płoty po obu stronach były już powalone, a zabici i ranni dosłownie piętrzyli się w kopcach. Na skrzyżowaniu ranny rebeliant chciał pchnąć mnie bagnetem. Kiedy odwróciłem głowę nie zatrzymując się, dostrzegłem w jak ciężkim jest stanie. Szliśmy w stronę pola kukurydzy, kiedy szeregowy Charley Spencer idący w szeregu przede mną krzyknął przeraźliwie i osunął w dół. Mijając go, widziałem, jak leży bez ruchu, z twarzą do ziemi, gdy nad naszymi głowami przeleciały szrapnele, wprawiając mnie w przerażenie. Mogłem znieść karabinowy ogień, ale kiedy wielkie żelazne kule zaczęły przecinać powietrze ze świstem tak głośnym jakby były ich tysiące, pragnąłem jak najszybciej znaleźć się w domu”. Po bitwie do drogi przylgnęła nazwa Bloody Lane - "Krwawa Aleja".

Stracona szansa w południe

Ten krwawy wysiłek nie musiał pójść na marne. Centralna pozycja konfederatów, którą tak chciał zniszczyć McClellan w zasadzie przestała istnieć. Lewe skrzydło było osłabione i nie było w stanie zagrozić atakowi w centrum. Na prawym Lee pozostawił niewielkie siły, które chociaż nie uczestniczyły jeszcze w bitwie również nie miały szans na zmianę sytuacji. Generał rzucił wszystko co mógł na lewe skrzydło i do centrum. Wiedział, że nie wygra już tej bitwy, ale mógł chociaż jej nie przegrać.

Most Rohrbacha, dzisiaj nazywany Mostem Burnside'a, widok dzisiejszy, foto Grzegorz Janiszewski

Głównodowodzący Unii miał w odwodzie liczący ponad 10 tys. żołnierzy V. Korpus gen. Fritza J. Portera i 3,5 tys. kawalerii. Do tego na pole bitwy właśnie przybył gotowy do akcji VI. Korpus gen. Williama B. Franklina z 12 tys. ludzi. Tymi siłami Mc Clellan z łatwością mógł zniszczyć wykrwawione centrum i lewe skrzydło Konfederatów. Tymczasem trzymał je na tyłach, obawiając się "100 tys. rezerw generała Lee".

O jeden most za późno

Na południu sytuacja rozwijała się bardzo powoli. Lee odesłał na lewe skrzydło część sił. Mostu nad Antietam Creek i pobliskiego brodu broniło tylko około 2.5 tys. żołnierzy i 12 dział gen. Davida R. Jonesa. Dowodzący lewym skrzydłem Unii gen.Burnside miał 9 tys. żołnierzy i 50 dział w swoim korpusie. Prawdopodobnie zgniótłby przeciwnika, nawet przeprawiając się pod ogniem na drugą stronę rzeki. Tymczasem zamiast zacząć atak równocześnie z prawym skrzydłem, czekał na rozkazy. Boczył się na McClellana, który zmieniając dotychczasową strukturę Armii Potomaku pozbawił go stanowiska dowódcy skrzydła, pozostawiając mu jedynie dowodzenie korpusem. Jones z kolei dobrze rozumiał swoje zadanie. Starał się utrzymać jak najdłużej, czekając na nadchodzącą 17. milowym marszem z Harper's Ferry Lekką Dywizję gen. A.P. Hilla.

Około pierwszej po południu zaczęła się przeprawa korpusu wąskim Mostem Rohrbacha. Zadanie to skutecznie uniemożliwiła brygada z Georgii, dowodzona przez gen. Roberta Toomba. Nie powiodła się też druga próba zdobycia mostu. Atakujący żołnierze byli dobrym celem dla konfederackich strzelców wyborowych, czających się w skałach opuszczonego kamieniołomu i artylerii po drugiej stronie rzeki.

McClellan wysyłał do kwatery Burnside’a kolejnych oficerów, którzy żądali od niego zdobycia mostu. Jeden z nich, płk Thomas Key miał nawet gotowy rozkaz o odwołaniu go ze stanowiska, w razie gdyby do popołudnia nie przekroczył rzeki.

W końcu, ok. 12.30, Burnside polecił dowódcy 2. brygady swojego korpusu płk Edwardowi Ferrero zdobyć most. Ferrero, sławny przedwojenny tancerz, który wystawił ochotniczy pułk własnym sumptem, zamiast wydać rozkaz, wdał się w dyskusję z żołnierzami z dwóch pułków o numerze 51. - z Nowego Jorku i Pensylwanii. Kpr. Lewis Patterson zapytał, czy kiedy zdobędą most, zostaną im przywrócone racje whiskey, karnie wstrzymane wiosną za wypicie pułkowych zapasów przez wartowników. Ferrero obiecał im cały zapas pozostający na stanie brygady, a jeżeliby tego zabrakło, zobowiązał się do przywiezienia trunku na własny koszt z Nowego Jorku. Po tych obietnicach żołnierze ruszyli, podciągając na drugim brzegu zdobyczną haubicę i ostrzeliwując pozycję południowców. W tym samym czasie wysłane przez dowódcę korpusu pododdziały znalazły wreszcie dogodny bród w dole rzeki i przeprawiły się na drugi brzeg. Konfederatom zaczęło brakować amunicji, więc zaczęli odwrót.

Tymczasem Burnside, mimo zdobycia przyczółku na drugim brzegu dalej zwlekał. Na jego rozkazzaczęto podciągać amunicję i formować szyki. Lee postanowił wykorzystać tę zwłokę. Chociaż nie miał już dostępnej piechoty, podesłał na prawe skrzydło wszystkie dostępne działa, które opóźniały marsz federalnych.

Wtedy, wydawało się już, że korpus Burnside’a przeważy szalę bitwy na korzyść Unii. Około 15.30, 79. pułk piechoty z Nowego Jorku zepchnął Konfederatów na 200 metrów od pierwszych zabudowań Sharpsburga. Na ulicach miasta, zapchanych wycofującymi się z pola bitwy żołnierzami, wozami z zaopatrzeniem i ambulansami z rannymi wybuchła panika.

Sytuacja na polu bitwy w godz. 10-16.30

Sytuację uratował gen. A.P. Hill, który przybył do Sharpsburga ze swoją Lekką Dywizją w tym samym mniej więcej czasie. Jeden z najlepszych dowódców Południa od razu zorientował się w sytuacji i podzielił swoje siły, kierując część na południowy wschód dla obrony własnego skrzydła, a drugą do pomocy wycofującemu się Toombowi. Żołnierze Hilla pojawili się na polu bitwy w chylącym się już ku zachodowi słońcu, w zdobytych w Harper's Ferryniebiesko – granatowych mundurach Unii, co początkowo zmyliło oddziały Burnside'a. Świeżo zaciągnieci rekruci z 16. pułku piechoty z Connecticut szybko oddali pola weteranom z Południa, a 4. pułk piechoty z Rhode Island został zaskoczony w polu kukurydzy. Mimo przewagi liczebnej, federalni zostali zapędzeni z powrotem na drugi brzeg Antietam. Burnside posłał gońca do McClellana z prośbą o posiłki, jednak "Mały Napoleon" przysłał mu tylko jedną baterię dział. W zanadrzu ciągle miał dwa świeże korpusy, które jeszcze mogły zdecydować o klęsce Lee, ale wciąż bał się jego mitycznych, choć nie istniejących rezerw.

Bitwa zakończyła się około 17.30. Na polach pod Sharpsburgiem, w prowizorycznych szpitalach i kostnicach leżały tysiace żołnierzy. Unia straciła ich 12 567, w tym 2108 zabitych, 9416 rannych i 1043 zaginionych. Konfederacja 10 318, w tym około 2700 zabitych. Było to odpowiednio 25 i 31 procent stanów wyjściowych. Do dzisiaj jest to najkrwawsza jednodniowa bitwa stoczona w Amerykańskiej historii. Pod Gettysburgiem straty wyniosły około 46 tysięcy żołnierzy, ale bitwa trwała 3 dni.

Rankiem następnego dnia pod Dunker Church zawarto rozejm dla zebrania rannych. Następnie Armia Północnej Wirginii nie niepokojona, z artylerią i taborami przekroczyła Potomak i wróciła do Wirginii.

Krwawe dziedzictwo

Po bitwie obie strony natychmiast ogłosiły swój sukces. Taktycznie przegrał Lee, zmuszony do odejścia z pola walki bez realizacji celów kampanii, mimo że nie pokonany w polu. McClellan też nie miał się czym chwalić, dając mu odejść w porządku, zamiast zniszczyć. Jednak bitwa miała też o wiele poważniejsze konsekwencje.

"Sukces" zdyskontował Lincoln, ogłaszając 22 września Proklamację Emancypacji. Zgodnie z nią od 1 stycznia następnego roku na terenie Konfedracji niewolnictwo zostało zniesione.W odpowiedzi, 3 stycznia 1863 r. prezydent Konfederacji Jefferson Davis nazwał niewolnictwo "kamieniem węgielnym Republiki", a warunkiem zakończenia wojny miało być jego przywrócenie we wszystkich stanach Konfederacji. Wojna została jednoznacznie związana ze sprawą wyzwolenia niewolników. Południe nie mogło już liczyć na poparcie cywilizowanego świata.

Bitwa pod Antietam była również początkiem końca Armii Skonfederowanych Stanów, która długo chroniła ich istnienie.Straty ludzkie tam poniesione były tak wielkie, że mniej liczne Południe nie było w stanie już ich nadrobić.

Zmieniła się również strategia. Politycy zrozumieli, że wojna nie będzie krótka i nie da się jej zakończyć w ciągu jednej kampanii. Wojnę na wyniszczenie mogła wygrać jedynie Północ, ze swoimi zasobami. Wpłynęło to na losy nie tylko USA, ale i całego świata.

Gen. Lee niecały rok później wybrał się co prawda jeszcze raz z podobną wyprawą i dotarł aż do Pennsylwanii. Jednak w lipcu 1863 r. Konfederaci dostali takie lanie pod Gettysburgiem, że w zasadzie do końca wojny bronili się już tylko na ufortyfikowanych pozycjach wokół Richmond. Dawny przydomek gen. Lee- "Ace of spade", czyli "Mistrz Łopaty" nabrał wtedy pełnego wyrazu.

Lincoln i inni politycy Unii zrozumieli też, że bitwy wygrywa się krwią żołnierzy. Mc Clellan został odwołany ze stanowiska 5 listopada 1862 r. Po karuzeli zmian personalnych w armii, jaka nastąpiła po Antietam, na główne stanowiskazaczęli być wyznaczani agresywni dowódcy pokroju Granta, Shermana czy Sheridana, którzy nie bali się strat w ludziach, idąc dosłownie po trupach do celu. Przemoc późniejszych bitew wojny secesyjnej na trwałe odcisnęła się w mentalności późniejszych zdobywców Dzikiego Zachodu i daje o sobie znać nawet dzisiaj. Taka była między innymi cena strugi krwi wylanej nad Antietam.

Czytaj też:
Gettysburg. Największa bitwa wojny secesyjnej
Czytaj też:
Robert E. Lee. Najbardziej znienawidzony przez lewicę człowiek w USA
Czytaj też:
Włodzimierz Krzyżanowski - bohater Ameryki

Źródło: DoRzeczy.pl