Moskwa, 12 października 1920 r. Z Dworca Kazańskiego do centrum miasta rusza pochód żałobny. Za trumną w pierwszym szeregu idą wódz bolszewików Włodzimierz Lenin i jego żona Nadieżda Krupska w otoczeniu licznych notabli nowego reżimu, członków Rady Komisarzy Ludowych i Komitetu Centralnego partii. Dalej w pochodzie żałobnym suną tysiące zwolenników Lenina i delegatów pracowniczych z całego kraju. Zgromadzeni żegnają 46-letnią Francuzkę Inessę Armand, jedną z czołowych działaczek bolszewickich i aktywistek powstającej Międzynarodówki Komunistycznej. Armand zmarła na cholerę, której miała się nabawić w drodze z sanatorium w Kisłowodzku do Moskwy, podczas postoju na stacji w Biesłanie.
„Kiedy szliśmy za jej trumną, Lenina nie można było rozpoznać. Szedł z zamkniętymi oczami i wydawało się, że zaraz upadnie” – wspominała po latach inna słynna bolszewicka działaczka Aleksandra Kołłontaj. Krupska we wspomnieniach opisuje ten pogrzeb w podobny sposób: „Obawiałam się, że śmierć Inessy wykończy Wołodię. Płakał i patrzył w jeden punkt”. Francuzka została pochowana na placu Czerwonym w Moskwie, na nekropolii pod murem Kremla, w zbiorowym grobie wraz ze słynnym amerykańskim komunistą i kronikarzem rewolucji bolszewickiej Johnem Reedem.
Co łączyło z tą kobietą przywódcę bolszewików i dlaczego razem z nim za trumną szła jego żona? Przez wiele lat stosunki Lenina z Inessą Armand były jedną z najlepiej chronionych tajemnic partii komunistycznej. Dopiero po rozpadzie ZSRS i upadku komunizmu prawda na ten temat powoli zaczęła wychodzić na jaw.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.