Analizując wkład królowej Bony Sforzy w naszą rodzimą kuchnię warto przede wszystkim zwrócić uwagę na fakt, że nie „zrewolucjonizowała” ona ilości serwowanych podczas uczt potraw, lecz przede wszystkim zadbała o ich jakość i wygląd. Królewskie bankiety, przygotowywane pod jej czujnym okiem, nie miały przemieniać się w festiwale obżarstwa i opilstwa, lecz zamiast tego miały być ucztą dla oka i podniebienia. Potrawy były niezwykle kunsztowne i bogato przyprawione oraz przygotowywane z dużą dbałością.
Kuchnia wyrafinowana
Wystarczy przyjrzeć się menu uczty weselnej Bony i Zygmunta. Jako przystawki zaserwowano m.in. nugat z orzeszków z serem śmietankowym przybrany marmoladą i konfiturą z różnych owoców; galaretę mięsną z sałatą; paszteciki mięsne czy francuskie ciasto nadziewane serem. Jako dania główne podano pieczone gołąbki, króliki w sosie własnym, dziczyznę gotowaną z przyprawą węgierską oraz pieczeń wołową z sosem winnym lub octowym. Prawdziwym rarytasem były zaś pawie duszone we własnym sosie, pieczeń z dziczyzny z białymi kluskami, kuropatwy z konfiturą z pigwy i smażone kasztany.
Czy tak wykwintne dania przypadły wszystkim Polakom do gustu? Bynajmniej. Narzekano na zbytnie „dziwactwa” i … za dużo warzyw. Jeden z najwybitniejszych pisarzy renesansowych Mikołaj Rej tak podsumował te kulinarne nowinki: „Z tych dziwnych wymysłów jeno sprośna utrata, a potem łakomstwo, a potem różność wrzodów a przypadków szkodliwych, a rozlicznych”.
W książce „Kapłony i szczeżuje. Opowieść o zapomnianej kuchni polskiej” prof. Jan Dumanowski tak opowiadał o wpływie Bony na polską kuchnię: „W czasach Bony (…) w Europie Północnej rozpowszechniły się modne wtedy we Włoszech kalafiory, brokuły, szparagi, karczochy, kardy, kapary. Autorzy polskich zielników z XVI i początku XVII wieku opisują te produkty jako nowość i niezwykłe smakołyki”.
Obok klasycznych przypraw jak sól i pieprz, na królewskim dworze pojawiły się bazylia, oregano, rozmaryn i tymianek. Owszem, królowa importowała ze swojej ojczyzny migdały, oliwki czy owoce cytrusowe, jednakże sam proces przenikania śródziemnomorskich smaków był efektem działań grupy ludzi, nie tylko samej Bony i rozpoczął się znacznie wcześniej, niż jej przyjazd do Polski.
Niebagatelną rolę w upowszechnianiu włoskiej kuchni odegrał np. Filip Kallimach, który ścigany za udział w spisku na życie papieża Pawła II znalazł azyl na dworze króla Kazimierza Jagiellończyka. To właśnie dzięki niemu w kręgach uniwersyteckich znana była pierwsza drukowana książka kucharska „De honesta voluptate et valetudine", w której zebrano przepisy weneckiego kuchmistrza Martina da Como.
Nie można także zapomnieć o naszych rodakach, którzy wyjeżdżali do Rzymu, aby kształcić się na tamtejszym uniwersytecie. Czyżby synowie najznamienitszych rodów po powrocie do kraju nie chwalili się specjałami, których było im dane skosztować na obczyźnie? Opowieść o Bonie, która „wyciągnęła z kuferka głowę sałaty”, pozostaje zatem – bardzo żywym i mocno w naszej kulturze zakorzenionym – ale jednak mitem.
Czytaj też:
Bona Sforza. Czarna legenda kontra rzeczywistośćCzytaj też:
Koronacja Zygmunta Augusta. Vivente rege - jedyna taka koronacja w dziejach PolskiCzytaj też:
Barbara Radziwiłłówna. Dlaczego współcześni jej nienawidzili