Biały kataklizm PRL. „Nie podawać liczby ofiar!”
  • Piotr SemkaAutor:Piotr Semka

Biały kataklizm PRL. „Nie podawać liczby ofiar!”

Dodano: 
Zima Stulecia na Wierzbnie w Warszawie, 30 stycznia 1979 r.
Zima Stulecia na Wierzbnie w Warszawie, 30 stycznia 1979 r. Źródło: Wikimedia Commons / Fot. Grażyna Rutowska
Dziś można już uznać, że to wtedy zimowy kataklizm i zapaść państwa skłoniły sporą część społeczeństwa do refleksji, że „tak dłużej się nie da”.

Zdjęcie warszawiaka, który na nartach biegówkach przemierzał w styczniu 1979 r. puste przestrzenie centrum Warszawy stało się potem symbolem zimy, która nauczyła pokory PRL i obaliła mit potęgi komunistycznej „Drugiej Polski”.

Dokładnie 40 lat temu rekordowe opady śniegu i wyjątkowo siarczyste mrozy sparaliżowały Polskę pod rządami Edwarda Gierka. Szok wywołany nagłym zimowym kryzysem przyczynił się do zmiany nastrojów społeczeństwa, która zakończyła się Sierpniem '80 i powstaniem Solidarności.

W Boże Narodzenie 1978 r. dzieci, a także wielu dorosłych nie było zachwyconych pogodą. Powszechnie narzekano na deszczową pluchę i wzdychano za sanną. Jeszcze po świętach padały deszcze, które jednak w kolejnych dniach powoli zaczęły przechodzić w śnieg. Na północy Polski sypać zaczęło w nocy z 29 na 30 grudnia 1978 r. Napływ mroźnej masy powietrza z północy zamienił wcześniejsze opady deszczu w śnieżycę. Sytuację pogarszały niezwykle silne wichury, które błyskawicznie zaczęły tworzyć wysokie zaspy. Mróz sięgający kilkunastu stopni poniżej zera niczym pewny siebie zwycięzca posuwał się od wybrzeża w głąb kraju. Potem „Generał Mróz” zdobył Wielkopolskę i Mazowsze – między 29 a 30 grudnia. Tuż przed sylwestrem zimno i wichury skuły Górny i Dolny Śląsk, by zakończyć swój triumfalny marsz, zajmując Małopolskę i Podkarpacie.

Czytaj też:
Baza wojskowa „schowana” na uczelni. Niezwykłe zdjęcia z ukrycia

W wieczornym, tradycyjnym w epoce PRL sylwestrowym wystąpieniu szefa PZPR Edwarda Gierka w TVP dominowała głównie duma z najważniejszego w oczach władzy wydarzenia mijającego 1978 r. – lotu polskiego kosmonauty Mirosława Hermaszewskiego na orbitę okołoziemską wraz z „radzieckimi przyjaciółmi”.

W Nowy Rok 1979 już cała Polska przykryta była solidną pierzyną śnieżną, której towarzyszyła coraz burzliwsza lodowata zawieja. Komunistyczni władcy, tak skuteczni przy pacyfikowaniu wybuchów robotniczego Czerwca 1976 r. w Radomiu i Ursusie, teraz stanęli wobec przeciwnika, którego zupełnie nie wzięli pod uwagę.

Wszystko stoi

W pierwszych dniach stycznia 1979 r. stanęły pociągi, a komunikacja miejska w największych miastach została w większości sparaliżowana. Zwrotnice kolejowe, skute lodem, przestały działać. Mróz spowodował w tysiącach miejsc pękanie szyn. Zaczęła się reakcja łańcuchowa. Wskutek paraliżu PKP stanęły transporty węgla ze Śląska do większości dużych elektrociepłowni. Liczne pociągi z paliwem utknęły w wielometrowych zaspach. Tam, gdzie elektrociepłownie miały własne zapasy węgla, problemem stało się rozmrażanie ściętych mrozem hałd węglowych. W zimnych mieszkaniach wychłodzonych wskutek odcięcia ogrzewania przemarznięci mieszkańcy musieli spać w płaszczach, opatuleni w grube szale, z czapkami na głowie. Błyskawicznie wzrosła liczba zachorowań małych dzieci najbardziej bezbronnych wobec zimna.

Nie lepiej było poza domowym progiem. Nieliczne autobusy grzęzły w zaspach i nie były w stanie dowozić ludzi do pracy. Polacy dzwonili gdzie tylko się dało, domagając się, by ktoś zainteresował się ich sytuacją. Wojciech Borsuk, dziennikarz „Sztandaru Młodych”, pisma ZSMP (Związku Socjalistycznych Związków Młodzieży), wspominał po latach: „Pamiętam dramatyczne dyżury w dramatycznym okresie zimy stulecia 1978/1979. Odbierałem telefony z całego kraju o skutkach katastrofy energetycznej, o wielkich indywidualnych nieszczęściach i zagrożeniu dla całych społeczności”.

Wspomnienia Wojciecha Borsuka dobrze oddają ciekawy aspekt katastrofy – akurat telefony działały bardzo dobrze i mróz zazwyczaj im nie szkodził. Co jednak dawały telefoniczne wezwania od rodzących kobiet i nagłych przypadków chorób, gdy karetki pogotowia nie były w stanie przejechać z centrum Warszawy na peryferie?

Wielkie miasta, szczególnie wieczorami i nocą, szokowały nagłą ciszą. Pisarz Jacek Krakowski wspomina, że Łódź w czasie zimy stulecia sprawiała surrealistyczne wrażenie: „Grubo poniżej dwudziestu stopni. Szliśmy z Teresą aleją Kościuszki. Tramwaje nie jeździły, światła wygaszone. Między zaspami śniegu przechodnie”.

Bezradna władza

W końcu władze PRL przerażone niekontrolowanym rozwojem wypadków zmuszone były przyznać, że państwo znalazło się w zapaści. Pierwszy stan klęski żywiołowej wprowadził z dniem 1 stycznia wojewoda gdański Jerzy Kołodziejski. Pamiętam tę datę bardzo dobrze, bo jako uczeń Szkoły Podstawowej nr 45 w Gdańsku-Wrzeszczu byłem szczerze wdzięczny wojewodzie za bezterminowe przedłużenie świątecznych ferii.

Zima stulecia w PRL

Po 35 latach tamten śniegowy kataklizm na Wybrzeżu wspominali na łamach „Gazety Wyborczej” były działacz antykomunistycznej opozycji Aleksander Hall i były I sekretarz KW PZPR w Gdańsku Tadeusz Fiszbach. Tych dwóch ludzi – tak odległych od siebie ideowo w epoce PRL – połączyła wtedy bezradność wobec klimatycznego kataklizmu.

„Kto przeżył tamtą zimę, nigdy jej nie zapomni – opowiadał Aleksander Hall. – Pamiętam sylwestra w domu Jana Samsonowicza, gdzie zebrało się całe środowisko »Bratniaka«, pisma Ruchu Młodej Polski, który wkrótce mieliśmy powołać. Gośćmi honorowymi byli Leszek Moczulski z żoną i córką. Na Przeróbkę, a więc dzielnicę na peryferiach Gdańska, szliśmy z nieżyjącym już Aramem Rybickim na piechotę, bo komunikacja stała. Tak samo wracaliśmy, w tunelach ze śniegu. Wkrótce potem mieliśmy ważne spotkanie opozycji w Warszawie, a zima wciąż trzymała, pociągi nie jeździły. Byliśmy tak zdeterminowani, żeby tam dotrzeć, że polecieliśmy samolotem. Trudno ocenić, jaki wpływ miała ta zima na nastroje społeczne. Panowało przekonanie, że władza nie informuje o wszystkim, że słabo sobie radzi ze skutkami zimy. Ale też ludzie byli wówczas nawykli do sytuacji nadzwyczajnych – system peerelowski z jego wiecznymi brakami i niedoborami hartował obywateli”.

Gdy Hall bawił się w Nowy Rok w skromnym mieszkaniu kolegi z opozycji, szef gdańskiego KW zaszczycał swoją osobą sylwestrowy bal w uznawanej wówczas za ekskluzywną restauracji Róża Wiatrów przy Dworcu Morskim w Gdyni.

Artykuł został opublikowany w 1/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.