Piotr Zychowicz: Polacy kochali Napoleona, ale czy Napoleon kochał Polaków?
Adam Zamoyski: Odpowiadając krótko na pańskie pytanie: nie, nie kochał.
Czyli po naszej stronie uczucia, a po drugiej…
Chłodna kalkulacja. Własny, egoistyczny interes. Wbrew temu, co wydaje się naszym rodakom, Napoleon był cesarzem Francuzów, a nie cesarzem Polaków.
Żadnego sentymentu?
Jeżeli Napoleon miał sentyment do Polaków, to do konkretnych osób. Na przykład do swych adiutantów Józefa Sułkowskiego i Dezyderego Chłapowskiego.
No, i chyba do pani Walewskiej.
(śmiech) Tak, również do pani Walewskiej. Sprawa polska była jednak Napoleonowi w gruncie rzeczy obojętna. Nie zajmowała jakiegoś specjalnego miejsca w jego sercu. Bonaparte miał inne plany, zupełnie inne cele niż restauracja Rzeczypospolitej.
Jakie?
Po pierwsze, zapewnienie swojej ojczyźnie pozycji hegemona na kontynencie. Po drugie, rzucenie na kolana Anglii. Zmuszenie jej do uznania dominującej roli Francji w Europie. Te dwa cele były istotą, motorem napędowym jego działań. Wszystko inne było temu podporządkowane. To była jego wielka gra, której szachownicą była Europa.
A Polska?
Polska była tylko jednym z pionów. I to drugorzędnych. Najlepiej pokazuje to spotkanie Napoleona z rosyjskim cesarzem Aleksandrem I w Tylży, do którego doszło w 1807 r. Wtedy los naszej ojczyzny, los Bonapartego i los Europy zostały przesądzone.
Efektem tych obrad był traktat francusko-rosyjski.
Fatalny traktat! Francja mogła wówczas pójść różnymi drogami. Talleyrand miał zupełnie inny plan, który wstępnie uzgodnił z austriackim mężem stanu Klemensem von Metternichem. Plan ten zakładał restaurację Rzeczypospolitej, która miała stać się barierą oddzielającą Europę od Rosji. W skład nowej Polski miały wejść polskie ziemie odebrane Rosji, ale nie tylko. Austria miała oddać Polsce Galicję w zamian za zwrot części Włoch i prowincji adriatyckich, które Francja odebrała jej po bitwie pod Austerlitz. Do Polski miał zostać również włączony cały zabór pruski. Rosja zostałaby wypchnięta z Europy Środkowej, a Prusy zostałyby zredukowane do małego państewka. Gwarantami tego systemu byłyby Paryż i Wiedeń. Napoleon był w 1807 r. u szczytu potęgi, pobił właściwie wszystkich i mógł taki plan przeforsować. Gdyby wówczas zwołał wielki kongres pokojowy – np. w Wiedniu – i zaproponował takie rozwiązanie, nawet Anglia musiałaby się włączyć. Polska wróciłaby na mapę.
Bonaparte poszedł jednak inną drogą.
Tak, on wybrał sobie najgorszego możliwego alianta. (…)
Cały wywiad dostępny w najnowszym numerze miesięcznika! Już w kioskach!
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.