Triumf operacji „Cherbourg” . Jak Izrael ukradł Francuzom... pięć okrętów
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Triumf operacji „Cherbourg” . Jak Izrael ukradł Francuzom... pięć okrętów

Dodano: 
Izraelskie łodzie torpedowe, które wzięły udział w wojnie sześciodniowej
Izraelskie łodzie torpedowe, które wzięły udział w wojnie sześciodniowej Źródło: Wikimedia Commons / Fot: קודקוד צהוב
To była jedna z najbardziej brawurowych akcji Mossadu. Żydowscy agenci wykradli z francuskiego portu pięć okrętów i dopłynęli nimi aż do Izraela.

Wszystko zaczęło się 21 października 1967 r., gdy u egipskich wybrzeży pojawił się izraelski okręt „Eilat”. Był to stary brytyjski niszczyciel, który podczas II wojny światowej – pod nazwą „Zealous” – toczył boje z Kriegsmarine na Morzu Norweskim. A po zakończeniu konfliktu został sprzedany za 35 tys. funtów młodemu państwu żydowskiemu. Od tej pory stał się flagowym okrętem izraelskiej marynarki wojennej.

Feralnego dnia „Eilat” pełnił służbę patrolową wzdłuż wybrzeży półwyspu Synaj. Jego pojawienie się w pobliżu Egiptu miało być pokazem siły. Izraelczycy chcieli przypomnieć Arabom, „kto rządzi” w tej części Morza Śródziemnego. Rzecz działa się bowiem krótko po błyskawicznym zwycięstwie w wojnie sześciodniowej, kiedy to Izrael rozbił połączone siły Egiptu, Jordanii i Syrii.

Sprawy potoczyły się jednak w nieoczekiwany sposób i rejs zakończył się tragedią. Gdy „Ejlat” zbliżył się do Port Said, czekały tam już na niego dwa egipskie kutry torpedowe. Bez uprzedzenia odpaliły w jego stronę pociski rakietowe woda-woda typu Styx. Zaskoczeni Izraelczycy próbowali strzelać do pędzących z zawrotną prędkością rakiet, ale było to skazane na niepowodzenie. O godz. 17.32 pierwsza z nich uderzyła w burtę niszczyciela, robiąc w nim olbrzymią dziurę i masakrując załogę.

Reszta marynarzy przystąpiła do gorączkowej, desperackiej akcji ratunkowej. Nadany został sygnał SOS. Godzinę później Egipcjanie odpalili kolejne dwa styxy. Jeden z nich uderzył w śródokręcie unieruchomionego kolosa. Był to cios śmiertelny. Okręt stanął w płomieniach i dwie minuty później zatonął. Zginęło 47 członków załogi spośród 199. Na wieść o tym na ulice miast w całym świecie islamskim wyległy rozentuzjazmowane tłumy. Był to wielki triumf Arabów i największa klęska w dziejach izraelskiej marynarki wojennej.

W odpowiedzi Izraelczycy ostrzelali z ciężkich moździerzy Port Said, niszcząc strategiczne egipskie rafinerie. Odwet ten nie mógł jednak zmyć gorzkiego smaku upokorzenia. Szczególnie że Izraelczycy podczas całego incydentu wykazali się rażącą niekompetencją. Akcja ratunkowa trwała zadziwiająco długo, a zatopienia „Eilatu” w ogóle można było uniknąć. Kapitan jednostki, polski oficer ocalały z Holokaustu, Icchak Szoszan po latach ujawnił, że izraelski wywiad przechwycił informację o zasadzce szykowanej na jego okręt, ale… zapomniał mu o tym powiedzieć.

INS Eilat

Atak w Bejrucie

Zatopienie niszczyciela przez pocisk rakietowy otworzyło nową erę w wojnach morskich. Był to bowiem pierwszy taki przypadek. Wyprodukowany w Związku Sowieckim Styx był całkowicie nową bronią i zmusił armie całego świata do zmodernizowania swoich marynarek wojennych oraz zmiany strategii walki. Zaczęto pracę nad nowymi systemami radarowymi, ale przede wszystkim postawiono na mniejsze, ale za to szybsze jednostki.

Wnioski takie z tragedii „Eilatu” wyciągnęli przede wszystkim Izraelczycy. „W ciągu kilku tygodni inżynierowie i projektanci – napisał Gordon Thomas w książce »Szpiedzy Gideona« – opracowali model kanonierki, która miała być szybka, zwrotna i wyposażona w elektroniczne urządzenia pomiaru i kontroli. Specjalistyczna aparatura na pokładzie okrętu miała umożliwić podjęcie, w razie przyszłego ataku rakietowego, skutecznych działań zmierzających do uniknięcia katastrofy”.

W taki sposób narodziły się okręty Saar. Problem tylko w tym, że Izrael nie dysponował stocznią, która mogłaby je zbudować. Początkowo zwrócono się o pomoc do Niemców, izraelskie okręty miały powstać na bazie produkowanych w RFN kutrów torpedowych typu Jaguar. W wyniku presji ze strony Ligi Arabskiej Bonn wycofał się jednak z całej sprawy. Ostatecznie Izrael porozumiał się z Francuzami. Prace nad budową 12 saarów podjęto w stoczni w Cherbourg nad kanałem La Manche.

Wszystko szło znakomicie aż do 26 grudnia 1968 r. Wówczas na słabo strzeżonym lotnisku w Atenach palestyńscy terroryści dokonali ataku na samolot pasażerski izraelskich linii lotniczych El Al. Kiedy boeing 707 kołował przed startem, dwaj młodzi bojownicy Naheb Sulejman i Mahmud Mohammed ostrzelali samolot z broni maszynowej i obrzucili go granatami. Jeden izraelski pasażer został zabity, a kilku zostało rannych. Terroryści przyznali później, że ich celem było zniszczenie boeinga i zamordowanie wszystkich obecnych na pokładzie.

Był to już kolejny atak na izraelskie samoloty pasażerskie i Mossad postanowił dokonać ataku odwetowego. Ponieważ zamachowcy należeli do marksistowskiego Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny, który swoją kwaterę główną miał w Libanie, padło na ten kraj. W nocy z 28 na 29 grudnia 1968 r. komandosi z elitarnej jednostki Sayeret Matkal dostali się na Międzynarodowy Port Lotniczy w Bejrucie. Tam wysadzili w powietrze 13 samolotów pasażerskich, należących głównie do libańskich Middle East Airlines.

Czytaj też:
Strzały na Entebbe. Najbardziej brawurowa akcja w historii służb specjalnych

Atak ten wywołał dosłownie furię w Paryżu. Prezydent Charles de Gaulle wielokrotnie przekonywał bowiem Izraelczyków, aby powstrzymali się od ataków odwetowych na państwa arabskie. W grę wchodziły również względy finansowe. Middle East Airlines w 30 proc. należały bowiem do Air France i atak izraelskich komandosów uderzył po kieszeni francuskiego podatnika. W efekcie de Gaulle nałożył embargo na dostawy broni do Izraela i zapowiedział, że Żydzi mogą pożegnać się z okrętami z Cherbourg.

Premierem państwa żydowskiego była jednak izraelska „Żelazna Dama” Golda Meir, która nie zamierzała tak łatwo pogodzić się ze stratą saarów. W odpowiedzi na oświadczenie de Gaulle’a zadzwoniła ona do szefa Mossadu Meira Amita. Rozkaz był krótki: „Wykraść Francuzom nasze okręty!”.

Za wszelką cenę

Na pierwszy rzut oka operacja wydawała się nie do zrealizowania. Jak bowiem uprowadzić pięć okrętów (tyle było już zbudowanych) ze ściśle strzeżonego francuskiego portu, a potem przepłynąć nimi naokoło Europy 6 tys. km na Bliski Wschód?! Żaden autor powieści szpiegowskich nie umieściłby takiej akcji w swojej książce, bo zarzucono by mu, że przerzucił się na science fiction. A jednak Mossad nie tylko podjął się tej misji, ale także zakończył ją pełnym sukcesem. Do dziś o operacji „Projekt Cherbourg” – bo taki nadano jej kryptonim – naucza się w szkołach wywiadu na całym świecie.

Artykuł został opublikowany w 4/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.