Jednego dnia terroryści zaatakowali dwa bardzo uczęszczane miejsca w brytyjskiej stolicy: jednym z nich był kultowy London Bridge, a drugim Borough Market. Ofiar w ludziach było ponad 60, w tym 11 zginęło. W zamachu użyto samochodu dostawczego Renault Master oraz „białej broni”, a konkretnie… noży ceramicznych. Za zamachem stało Państwo Islamskie. O tym, czyj to był zamach świadczą imiona i nazwiska trzech sprawców: Khuram Szazad, Rachid Butt, Jussef Zaghba.
Wszystko rozegrało się w ciągu zaledwie osiemnastu minut. Między 21:58 a 22:16 doszło do wjechania w tłum,głównie turystów samochodu z islamskimi terrorystami -najpierw w południowej części mostu, a po paru minutach w drugiej, północnej części. Potem zaatakowali w pobliskim markecie. Trzech radykalnych islamistów – terrorystów zostało zastrzelonych, wcześniej zdążyli ranić dwóch policjantów. Ci, którzy zginęli reprezentowali sześć państw z czterech (!) kontynentów: Europy (Francja, Hiszpania, Wielka Brytania), Ameryki Północnej (Kanada), Afryki (Maroko) oraz Australii. Najwięcej ofiar zamachu pochodziło z Francji – 3 osoby.
W związku z zamachami aresztowano piętnastu obywateli w londyńskich dzielnicach Richmont i Barking.
3 czerwca i sąsiednie dni to czas Światowego Dnia Roweru, Narodowego Dnia Zabawy na świeżym powietrzu i Narodowy Dzień… Czarnego Niedźwiedzia. Ale tego dnia w 2017 roku turystom i rodowitym Brytyjczykom w Londynie nie w głowie były rowery i niedźwiedzie.
Brytyjskie służby podobno dość skutecznie mają infiltrować radykalnych islamistów. Dzieciaki w muzułmańskich dzielnicach zasilają bowiem nie tylko szeregi terrorystów, ale także policję i struktury państwa – Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. W powszechnej opinii ekspertów, mimo wszelkiego "melting pot "na Wyspach, tamtejsze służby w zakresie wykrywania w zarodku struktur terrorystycznych są bardziej skuteczne niż służby państw położonych po drugiej stronie Kanału La Manche (czyli English Channel).
Jednak 3 czerwca kojarzony może być, a nawet powinien, niestety, nie tylko z londyńskim zamachem sprzed ośmiu lat.
Również 3 czerwca (sic!), tyle że 2012 roku w samobójczym zamachu bombowym dokonanym też przez islamskiego terrorystę w chrześcijańskim kościele w Nigerii, w mieście Bauchi, zginęło 15 osób, a 42 zostały ranne. W ostatnich czterech dekadach XX wieku także 3 czerwca był kartką z terrorystycznego kalendarza.
I tak w 1982 roku w tymże Londynie, na ulicy, postrzelono ambasadora Państwa Izrael w Zjednoczonym Królestwie Szlomo Argova. Rok wcześniej, 3 czerwca polski papież Jan Paweł II po dwudziestu dniach spędzonych w szpitalu po zamachu na jego życie opuścił Poliklinikę Gemelli i udał się do Stolicy Apostolskiej. Nie znano wtedy Państwa Islamskiego (ISIS), ale zamachowca – Turka Ali Agce z islamskimi zamachowcami z 3 czerwca 2017 roku- łączyła ta sama wiara w Proroka Mahometa.
Zupełnie inny charakter, kompletnie niezwiązany z wojującym islamem miał zamach, który 57 lat temu został przeprowadzony w Nowym Jorku przez radykalną feministkę Valerie Solanas. Jego ofiarą stał się słynny artysta Andy Warhol (został ciężko ranny).
O zamachu w brytyjskiej stolicy – w mieście, w którym się urodziłem – wspominam dzisiaj nie bez kozery.
Choć w tym miejscu piszę przede wszystkim o historii, to zgadzając się ze słynną definicją naszego wieszcza Cypriana Kamila Norwida „Przeszłość to dziś – tylko cokolwiek dalej”, dzisiaj, gdy przez imigrantów – w dużej mierze muzułmanów – atakowane są polskie granice: wschodnia i zachodnia, twardo chcę postawić problem islamskiej nawałnicy na nasz kraj. Jeśli nie dopuścimy do tej inwazji, to znacznie mniejsze będą szanse na to,że muzułmański terroryzm będzie miał miejsce także w Najjaśniejszej Rzeczypospolitej...