Chiffonage
Werbowano również tradycyjnych szpiegów - głównie z mniejszości niemieckiej pozostałej w Polsce i wśród Polaków z Górnego Śląska. Wykorzystywano kompromitujące materiały z archiwów niemieckich służb, głównie dotyczące przynależności do SS czy NSDAP, udziału w zbrodniach wojennych, wcześniejszej współpracy z organami bezpieczeństwa albo podpisania volkslisty. Starano się pozyskiwać do współpracy osoby mające możliwości podróżowania i dostępu do ważnych obiektów, jak marynarze, werbowani często w związku z przemycaniem przez nich towarów. Agenci rzadko posiadali dostęp do ważnych informacji i obiektów. Nastawiano się na płytki wywiad, werbowano na przykład osoby zamieszkałe w pobliżu jednostek wojskowych, wręczając im plansze z sylwetkami sprzętu bojowego. Naoczna obserwacja i zliczanie różnych typów pojazdów pozwalała w przybliżeniu określać ruchy wojsk. Wskrzeszono chiffonage - metodę szpiegowską sprzed epoki niszczarek dokumentów, zbierając śmieci wyrzucane z radzieckich jednostek wojskowych.
Rekrutowano przeważnie prostych ludzi, ograniczając szkolenie do minimum. Kandydat na szpiega uczył się kodu, według którego zbierał informacje. Zapamiętywał słowo Amboz - po niemiecku kowadło. Kolejne litery oznazały w nim rodzaj (art), ilość (menge), stan (beschaffenheit), miejscowość (ort) i czas (zeit) obserwacji. Kontaktowano się za pośrednictwem kart pocztowych, zawierających umówione znaki, np. wizerunek kościelnej wieży, albo naklejone dwa, zamiast jednego znaczki. Prowadzenie korespondencji radiowej z agentami okazało się w praktyce niemożliwe. Prowadzono natomiast operację Juno - tworzenie „martwej“ sieci łączności na terenie państw socjalistycznych, której operatorzy i radiostacje mieli zostać wykorzystani jedynie na wypadek wojny, donosząc o ruchach przeciwnika, stanie dróg i mostów oraz nastrojów na zapleczu.
Masowość agentury i szybkość szkolenia powodowały też dużą liczbę wpadek agentów. Za czasów Gehlena zdekonspirowano więcej agentów BND, niż służb wywiadowczych wszystkich pozostałych państw NATO. W powojennej Polsce działało prawdopodobnie kilkanaście siatek, kierowanych przez Gehlensorganisation, liczących kilkaset osób, skutecznie zresztą penetrowanych przez polski kontrwywiad.
Niemiecka służba wspierała rosyjskich solidarystów i białogwardzistów, kontynuowała również rozpoczętą jeszcze w czasie wojny akcję wspierania ukraińskich dążeń nacjonalistycznych w ramach tzw. Antybolszewickiego Bloku Narodów. Gehlen chronił Stepana Banderę przed aresztowaniem przez bawarską policję za morderstwa i porwania na terenie RFN i prawie doprowadził do jego ponownego porozumienia z Amerykanami.
Według niektórych źródeł Organizacja Gehlena stała za zorganizowaniem zamachu na gen. Świerczewskiego pod Baligrodem w 1947 r., a wśród zamachowców mieli być jej etatowi funkcjonariusze. Zaangażowała się również w grę, jaką prowadziło polskie Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego w ramach V komendy WiN. Jednak współpraca gehlenowców z polskimi środowiskami emigracyjnymi z wiadomych względów w ogóle się nie kleiła.
Czytaj też:
Wielka Gra kapitana Grąbczewskiego na dachu świata
Nie zaniedbywano też, jak za dawnych czasów, akcji propagandowo-psychologicznych. Najprawdopodobniej to właśnie jeden z podwładnych Gehlena - Alfred Benzinger z placówki Dienststelle 114 w Karslruhe miał wymyślić i rozpropagować termin „polskie obozy śmierci“, aby przenieść odium zbrodni z Niemców na Polaków.
Przechytrzyć samego siebie
Rok po objęciu stanowiska Szefa BND, Gehlen zaczął starania o wyznaczenie go na szefa służb wywiadu NATO. Mimo poparcia Szefa CIA Allana Dullesa, jego kandydaturę storpedowali Francuzi, ujawniając, że BND szpieguje również sojuszników z NATO. Gehlen działał również aktywnie na wewnętrznej scenie politycznej RFN, próbując umieszczać swoich zaufanych ludzi w organach bezpieczeństwa, zbierając obciążające materiały na polityków - głównie socjaldemokratycznych - a niekiedy również fabrykując je. Miał coraz więcej wrogów i coraz mniej przyjaciół.
Zapowiedzią końca kariery superszpiega było dojście do władzy Chruszczowa i deklarowane przez niego odprężenie w stosunkach z Zachodem. Gehlen, zażarty antykomunista wciąż proponował prowadzenie aktywnych działań wywiadowczych w Europie środkowo-wschodniej. Republika Federalna okrzepła już jako podmiot prawa międzynarodowego, a jej władze chciały postrzegać ją jako czynnik stabilizacji, odcinając się zdecydowanie od nazistowskiej przeszłości. Era agentów potajemnie mordujących przeciwników politycznych i czekających z bronią w ręku na wybuch III wojny światowej odchodziła w przeszłość. Potęga Niemiec miała się opierać na finansach i przemyśle, a nie na sile zbrojnej. Niemiecki wywiad dalej prowadził swoją pracę, ale Reinhard Gehlen i jego metody coraz mniej pasowały do tego wizerunku.
Lata 60. to ciąg afer kładących się cieniem na służbie i jej szefie. W 1961 r. BND oskarżono o brak informacji na temat planowanej przez władze NRD budowy muru berlińskiego. W tym samym roku aresztowano szefa kontrwywiadu na ZSRR Heinza Felfe, który szpiegował na rzecz Sowietów.
Gehlen stracił ochronę Adenauera, kiedy ten przestał być kanclerzem w październiku 1963 r. Współrządzący od grudnia 1966 r. politycy socjaldemokratyczni nie darzyli go zaufaniem. Przez Niemcy przetaczała się fala drugiej denazyfikacji. Gehlen jednak ciągle wierzył w swoje metody. Sprzeciwiał się też informatyzacji swojej służby, w obawie przed przeciekami. Miarka się przebrała, kiedy usiłował skompromitować chadeckiego ministra obrony Franza Josefa Straussa, ujawniając, że ten rozpoczął starania o uzyskanie przez RFN dostępu do broni atomowej. Próba ta skończyła się aresztowaniami dziennikarzy "Der Spiegel", funkcjonariusza BND prowadzącego sprawę i kompromitacją tej służby. Pod naciskiem wpływowego Straussa, omal nie został aresztowany sam Gehlen. Stracił on również w oczach amerykańskiego sojusznika po ujawnieniu, że kontrolowana przez BND firma Julius Public Relations Co. prowadzi operacje wywiadowcze na terenie USA.
W 1966 r. władzę w Niemczech objęła koalicja CDU/CSU-SPD. Powołano specjalną komisję, która miała zbadać nieprawidłowości w BND. Na podstawie jej ustaleń, zarzucających Gehlenowi liczne nieprawidłowości, w tym nepotyzm został on zmuszony do odejścia. Dokonało się to jednak z honorami, po osiągnięciu przez niego wieku emerytalnego i odznaczeniu Wielkim Krzyżem Zasługi RFN z Gwiazdą i Wstęgą. Służbę przekazał wskazanemu przez siebie następcy - swojemu wychowankowi jeszcze z czasów FHO, gen. Gerhardowi Wesselowi. Gehlen zmarł nie niepokojony w czerwcu 1979 r. w swoim okazałym domu nad Starnberger See.
Zmiana i kontynuacja
Reinhard Gehlen całe życie służył niemieckiemu państwu. Niezależnie, czy była to Republika Weimarska, III Rzesza czy Republika Federalna Niemiec. Zawsze też gorliwie i z poświęceniem realizował niemieckie interesy, nie wahając posuwać się aż do zbrodni. Odcisnął niezatarte piętno na niemieckich służbach wywiadowczych i niemieckiej polityce wschodniej. Sam nie lubił rozgłosu i dbał o dyskrecję. Jednak co jakiś czas jest o nim głośno, kiedy niemieckie władze po raz kolejny demonstracyjnie wypędzają ducha Gehlena ze służb wywiadowczych. Wydaje się jednak, że jest to syzyfowa praca, a ludzie tacy jak szef BND stanowili i nadal stanowią kościec niemieckiego państwa i filary niemieckiej polityki wobec obszaru wciąż określanego jako "Mitteleuropa".
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.