PIOTR WŁOCZYK: Dlaczego swoją książkę na temat powstania w getcie warszawskim zatytułował pan „Armia Izaaka”, a nie „Armia Mordechaja”? Przecież to właśnie Mordechaj Anielewicz najbardziej kojarzy się z Żydowską Organizacją Bojową.
MATTHEW BRZEZINSKI: Chciałem napisać książkę, która opisywałaby cały okres wojenny. Bohaterowie walk w getcie nie powstali przecież w ciągu jednego dnia. Mordechaj Anielewicz zaangażował się w prace organizacji na końcu, już po tym, gdy Icchak Cukierman – który żywo udzielał się politycznie w getcie - założył ŻOB.
Czyli to Cukierman jest ważniejszy z pańskiej perspektywy.Zależy jak na to spojrzeć. Choć Mordechaj działał w ŻOB dużo krócej, to właśnie on jest symbolem powstania jako jego lider. Ja jednak chciałem pokazać amerykańskim czytelnikom również to, co się stało po powstaniu w gettcie. W USA praktycznie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że w 1943 roku wybuchło powstanie w getcie warszawskim, ale prawie nikt nie wie, że rok później doszło do dużo większego zrywu. Gdybym obsadził w roli głównego bohatera Mordechaja Anielewicza, to książka kończyłaby się tylko na tragedii getta. Dla mnie – z perspektywy całej wojny - rola Icchaka była ważniejsza niż rola Mordechaja.
Jakie cele stawiali sobie przed powstaniem żydowscy bojownicy?
Anielewicz chciał po prostu pomścić Żydów. Z kolei Cukierman myślał o takiej taktyce, która umożliwiłaby zabicie maksymalnej liczby Niemców, ale dawałaby również szansę na przeżycie. Anielewicz zdecydował jednak ostatecznie, że ŻOB będzie walczył w sposób samobójczy. Właśnie dlatego jego bojownicy nie mieli bunkrów, tylko atakowali wroga z dachów i z okien. Na początku ta taktyka rzeczywiście przynosiła efekty, ale po kilku dniach Jürgen Stroop zaczął palić budynki, przez co powstańcy musieli zmienić sposób walki.
Które podejście przeważało wśród szeregowych bojowników?
To raczej zależało od tego tego kto stał na czele danego oddziału. Anielewicz, który nastawiony był na martytrologię, prowadził ze sobą największą grupę. Ale już na przykład Marek Edelman na pewno nie chciał zginąć. Również „Kazik” – czyli Szymon Ratajzer – chciał się ocalić wraz ze swoimi ludźmi.
Jak ważne było dla losów powstania w getcie starcie, do którego doszło cztery miesiące wcześniej?
Było to niezwykle ważne wydarzenie z psychologicznego punktu widzenia. W styczniu 1943 roku Niemcy pojawili się w getcie, by przeprowadzić kolejną łapankę. Mordechaj Anielewicz znalazł się wraz z grupą swoich bojowników w tłumie osób prowadzonych na Umschlagplatz. W pewnym momencie on i jego ludzie zaczęli strzelać do strażników. To była pierwsza łapanka, z przeprowadzenia której Niemcy musieli zrezygnować. Następnym razem okupanci pojawili się w getcie dopiero w kwietniu i byli o wiele lepiej przygotowani.
Mordechaj Anielewicz, który wcześniej był nieznany, stał się bohaterem. Po Grossaktion (operacja likwidacji getta warszawskiego rozpoczęta 22 lipca 1942 roku – przyp. red.), która odcisnęła straszne piętno na psychice Żydów, okazało się, że znalazł się lider, który może ich poprowadzić. W oczach wielu młodych Żydów Anielewicz nie był „splamiony” biernością podczas wywozu ludzi z Umschlagplatzu, ponieważ nie było go w getcie podczas Grossaktion.
Co było najskuteczniejszą bronią w rękach żydowskich bojowników?
Materiały wybuchowe. Największą zasługą AK wcale nie było przekazanie Żydom 152 pistoletów, ale zabranie jednego z żydowskich inżynierów na stronę aryjską, gdzie w tajnym laboratorium nauczono go wytwarzać materiały wybuchowe. Bojownicy zaczęli je potem produkować w getcie na masową skalę. Rzucanie z górnych pięter kamienic bomb czy butelek z benzyną jest na pewno skuteczniejsze niż strzelanie z pistoletu z czwartego piętra.
Jak powstańcy organizowali broń palną?