János Tischler
Sándor Szakály
Jesienią 1939 r. Węgry przyjęły dziesiątki tysięcy polskich uchodźców cywilnych i wojskowych, pozwalając im na osiedlenie się lub dalszą ucieczkę na zachód, a także zapewniając łączność między rządem emigracyjnym w Paryżu, a później w Londynie oraz patriotyczną konspirację na okupowanych polskich ziemiach. Również powstanie warszawskie wykazuje przyjazne powiązania z Węgrami. W walkach wzięło udział 348 Żydów wyswobodzonych z niemieckich obozów koncentracyjnych, pośród których znajdowali się także Węgrzy, a węgierscy oficerowie oraz żołnierze odegrali niezwykle aktywną i jednoznacznie pozytywną rolę w historii powstania.
Lengyel, czyli Polak
W 1944 r., wraz z ustępującymi cały czas z terenów sowieckich wojskami niemieckimi, sprzymierzone z nimi oddziały węgierskie wycofywały się na zachód. Latem dowództwo niemieckiej Grupy Armii „Środek” rozkazało podległemu jej bezpośrednio węgierskiemu II korpusowi rezerwowemu udać się pod Warszawę. Podczas wykonywania tego manewru doszło do zmiany dowódcy korpusu – stanowisko to objął generał dywizji Béla Lengyel, który niedługo potem zaopatrywał powstańców, a wielu z nich mogło wymknąć się przez pierścień wojsk okalający Warszawę. Według rodzinnej legendy przodkowie generała uciekli przed prześladowaniami ze strony cara z ziem polskich na Węgry, gdzie osiedlili się i zmadziaryzowali swoje nazwisko – Zajączkowski na Lengyel (czyli Polak). Béla Lengyel od wiosny 1934 r. przez pięć lat pełnił funkcję attaché wojskowego Węgier w Warszawie. We wrześniu 1939 r., podczas audiencji u regenta Miklósa Horthyego, poprosił, by ten po ataku Sowietów pozwolił mu walczyć w roli ochotnika po stronie Polaków.
Wchodzące w skład węgierskiego korpusu 5., 12. i 23. dywizja piechoty oraz 1. dywizja kawalerii 13 sierpnia 1944 r. zajęły wyznaczone pozycje w okolicach Warszawy. Wyposażenie i uzbrojenie korpusu zdawało się wystarczać jedynie do działań okupanckich. Jednostka dysponowała niewielkim arsenałem artylerii i broni ciężkiej. Trzy dywizje piechoty liczyły łącznie niecałe 30 tys. żołnierzy. Stan liczebny 1. dywizji kawalerii po ciężkich walkach stoczonych z Armią Czerwoną – w których Węgrzy stracili niemal połowę ludzi i uzbrojenia – wynosił 9 tys. żołnierzy.
5. dywizja wypełniała zadania zabezpieczające w okolicach Góry Kalwarii i Wilanowa, a 12. dywizja na terenie Jabłonny i Puszczy Kampinoskiej, a także w okolicach Nowego Miasta nad Pilicą. 1. dywizja kawalerii stała się rezerwą niemieckiej 9. Armii w okolicach Wołomina, Otwocka, a później Pragi, natomiast 23. dywizja trafiła na tereny Tomaszowa Mazowieckiego. Dowództwo korpusu zostało ulokowane w Grodzisku Mazowieckim. Niemcy z powodu braku zaufania – mając zwłaszcza na względzie przyjazne zachowanie Węgrów w stosunku do Polaków – przeznaczyli węgierskie dywizje wyłącznie do zadań „drugiego stopnia”.
Obecne od 1943 r. na terenach polskich węgierskie formacje pozostawały w bardzo dobrych stosunkach z miejscową ludnością i dość regularnie udzielały jej pomocy materialnej. W szpitalach polowych leczono także Polaków, węgierscy żołnierze często pojawiali się na polskich uroczystościach, a podczas niedzielnych mszy odgrywali niekiedy polski hymn. Sformułowanie mówiące o „brataniu się” powracało w meldunkach przesyłanych do wyższego dowództwa niemieckiego, a nazistowscy oficerowie nieraz zarzucali Węgrom pobłażliwą postawę. W nieco późniejszych raportach wspominano także o tym, że polskie oddziały partyzanckie – niezależnie od ich poglądów politycznych – były potajemnie wspierane amunicją i bronią przez Węgrów, którzy nie doświadczali ataków ze strony Polaków nawet wówczas, gdy wraz z jednostkami niemieckimi ruszali w teren.
Przyjazny pierścień honwedów
Skierowana do Puszczy Kampinoskiej 12. dywizja zazwyczaj wykonywała rozkazy Niemców, odwlekając – lub po prostu sabotując – jedynie polecenia odnoszące się do walki z polskimi powstańcami oraz do całkowitego odcięcia dróg prowadzących do Warszawy. W zbiorach Muzeum Powstania Warszawskiego znajduje się list napisany przez dowódcę jednej z formacji węgierskich, potajemnie dostarczony polskim powstańcom: „Wysyłają nas, musimy iść, ale nie chcemy walczyć z Polakami. Przejdziemy przez las i jeśli nas nie zaatakujecie, nie chcemy o niczym wiedzieć”.
Dowódca powstańców, gen. Antoni Chruściel („Monter”), w meldunku z 23 sierpnia 1944 r. pisał, że umiejscowione na południe od Mokotowa węgierskie formacje zachowują się przyjaźnie wobec polskich oddziałów, wysyłają ostrzeżenia i nie przeszkadzają w akcjach. Polacy otrzymali także informacje od Węgrów, że w okręgach służewskim i wilanowskim Niemcy przygotowują się do ataku. Powstańcy mieli dzięki temu czas na przegrupowanie sił, zmuszając Niemców do ciężkich walk.
Niemal w tym samym czasie gen. Nikolaus von Vormann, dowódca niemieckiej 9. Armii, przekazywał gen. Erichowi Bachowi-Zelewskiemu, głównodowodzącemu niemieckimi siłami na tym obszarze, że: „W zachodniej części Puszczy Kampinoskiej z rezerw bojówek narodowych nadciągnęły świeże siły dla warszawskich buntowników. Rozgromienie ich i przeszkodzenie im w przedostaniu się do Warszawy wymagało szczególnych sił. Należy zwrócić uwagę na stacjonujące tu jednostki węgierskich wojsk, których nieodpowiedzialna postawa stwarza zagrożenie dla prowadzonych przez nas ciężkich walk obronnych”.
Czytaj też:
Więcej Polaków wymordowano tylko w Powstaniu Warszawskim. Ludobójczy rozkaz nr 00485
Węgierscy oficerowie wychodzili z założenia, że Węgry od początku bezstronnie podchodziły do wojny polsko-niemieckiej, i nie chcieli tego zmieniać w okolicach Warszawy. Ta postawa oznaczała dla powstańców prawdziwą pomoc. Stacjonujące w pobliżu Węgrów oddziały Własowa – podobnie jak jednostki niemieckie – tworzyły zamknięty system obronny i zdecydowanie zwalczały polskich powstańców. Ponieważ linia Węgrów tworzyła wyrwę w hermetycznie zamkniętym pierścieniu, Niemcy nie pozostawali obojętni na „niezdyscyplinowanie” dziesiątków tysięcy żołnierzy węgierskich, szczególnie po tym, jak 23 sierpnia 1944 r. Rumunia wystąpiła z sojuszu z III Rzeszą i nie można było wykluczyć, że Węgrzy pójdą w jej ślady.
Rozkaz z Budapesztu
Głównym zadaniem dowodzącego korpusem Béli Lengyela było zachowanie stanu liczebnego powierzonych mu jednostek. Po wystąpieniu Rumunii z sojuszu otrzymał rozkaz z Budapesztu, by „II korpus rezerwowy wraz z dywizją kawalerii czym prędzej sprowadzić na Węgry”. Lengyel powiadomił o tym wspomnianego już gen. Vormanna, który natychmiast zakwestionował działania węgierskich sił, podkreślając, że 12. dywizja, stacjonująca w Puszczy Kampinoskiej na północny zachód od Warszawy, jest w zmowie z polskimi partyzantami, którzy dzięki temu wzmocnili się, przedostali do stolicy i wsparli powstanie. Niemcy z tak wielką niechęcią patrzyli na polskie kontakty gen. Lengyela i węgierskich oficerów, że 28 sierpnia 1944 r. dowództwo węgierskiego korpusu musiało opuścić Grodzisk Mazowiecki i udać się do Rawy Mazowieckiej. Jednocześnie rozpoczęły się likwidacja obozu i wymarsz na Węgry 12. oraz 23. dywizji. Wiele jednostek wojskowych żegnało się z Polakami mszą polową, przeważnie goszcząc mieszkańców danej miejscowości. Węgierski odwrót spowodowany był nie tylko nieufnością Niemców, którą wywołała sympatia Węgrów do Polaków, ale także tym, że po przejściu Rumunii na stronę aliantów sytuacja militarna Węgier znacznie się zmieniła.