„Mała Polska”. Podziemna manufaktura wydawnicza

„Mała Polska”. Podziemna manufaktura wydawnicza

Dodano: 
Warszawa 12.1986. Wystawa podziemnej literatury (drugi obieg) i sprzętu poligraficznego odkrytych przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa podczas próby ich przemytu do Polski z Zachodu.
Warszawa 12.1986. Wystawa podziemnej literatury (drugi obieg) i sprzętu poligraficznego odkrytych przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa podczas próby ich przemytu do Polski z Zachodu.Źródło:PAP / Jan Morek
Władysław Tyrański || Mała Polska” pomyślana była od początku jako podziemna, prasowa spółka akcyjna.

Przed 40 laty, 2 lutego 1983 r., ukazał się w Krakowie pierwszy numer podziemnej gazetki„Mała Polska” jako dodatek do pisma „Dzień” wydawanego przez podziemną Solidarność na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Nic nadzwyczajnego, bo w Polsce Jaruzelskiego tzw. bibuła fabrykowana była naprawdę na wielką skalę. Z biegiem czasu jednak „Mała Polska” stała się jednym z kilku podziemnych pism w kraju ukazujących się regularnie i najdłużej wydawanych, a tym samym o najwyższej numeracji bieżącej – po wrocławskim „Z Dnia na Dzień” oraz warszawskich „Wiadomościach”i „Woli”.

W latach 1983–1989 wyszło 291 numerów „MP”. Dla porównania: warszawski„Tygodnik Mazowsze”, największe ówczesne pismo podziemnej Solidarności, wydał„tylko” 290 numerów. Przytaczam ten fakt z uśmieszkiem, bo porównanie „MP” z „TM”to jak porównanie mrówki ze słoniem, ale jakaż to radość dla mrówki, gdy nadepnie na odcisk słoniowi.

Przed laty na łamach „Do Rzeczy” wspominał tamte czasy prof. Marek M. Kamiński, doświadczony wydawca konspirator („Do Rzeczy” nr 33/2016), mówiąc, że była to działalność pro publico bono.„Dzisiaj myślę jednak – powiedział – że podchodziłem do tego zbyt idealistycznie i pryncypialnie. Wielu moich współpracowników nie było w stanie zaangażować się w działalność wydawniczą na sto procent, bo musiało gdzieś zarabiać na życie. Myślę że model zarobkowy byłby dużo sensowniejszy. Można byłoby robić to wszystko na większą skalę i bardziej profesjonalnie. Żałuję, że miałem opory przed bardziej rynkowym podejściem”.

Wydawcy „MP” nie mieli takich oporów. Wręcz przeciwnie. „Mała Polska” pomyślana była od początku jako podziemna, prasowa spółka akcyjna. Byłem jednym z dwóch jej założycieli. Firmę wymyślił Władysław Masłowski, krakowski dziennikarz, prasoznawca i ceniony stenograf, który w latach 1976–1981 był moim szefem w Pracowni Analizy i Zawartości Prasy w Ośrodku Badań Prasoznawczych w Krakowie. Po pozbawieniu go po 13 grudnia 1981 r. stanowiska kierownika pracowni pracowaliśmy razem w OBP (do 1984 r., kiedy zostałem z OBP zwolniony).

Dziś mogę powiedzieć, że formuła rynkowa „MP” wpłynęła zasadniczo na dobry rezultat końcowy przedsięwzięcia, wątpliwy w formule pro publico bono realizowanej przez Kamińskiego. Formuła rynkowa MP ukształtowała zarówno jej profil, jak i strukturę organizacyjną. Ponadto przesądziła o tym, że nasza podziemna firma nie została namierzona przez Służbę Bezpieczeństwa. Zadecydował o tym – jak dziś wiadomo z dokumentów IPN – brak bezpośrednich powiązań personalnych z podziemnymi strukturami Solidarności nafaszerowanymi esbecką agenturą. A takie powiązania dominowałyby w formule pro publico bono. Przez sześć lat działalności nie zaliczyliśmy żadnej wsypy, oprócz paru nieistotnych incydentów.

Całość dostępna jest w 11/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.