Południowa strona Tatr (dziś powiedzielibyśmy – słowacka) była zawsze bardziej gościnna dla osadników. Już za czasów rzymskich istniały tu prymitywne kopalnie. Północne zbocza zaś, z racji nieprzebytych puszcz rozpoczynających się zaraz za Krakowem, przez setki lat opierały się kolonizacji. Mimo to ludzie trafiali na Podhale, zanim po raz pierwszy wymówiono nazwę „Polska”. Byli to głównie myśliwi i zbieracze. Mało kto z tych pionierów odważył się jednak w tej niegościnnej krainie siać i orać.
Jan Czepiel, badacz historii Podhala, stwierdza: „Przed 1234 r. musieli być tu ludzie, skoro przywilej dla Teodora Gryfity z rąk Henryka Brodatego wymienia już jakieś nazwy. Osadnicy ci składali się zapewne z elementu przestępczego, który wybrał niedostępne tereny górskie dla ukrycia się przed sprawiedliwością”. Wszystko zmieniło się właśnie w owym 1234 r. Podhale było wówczas własnością książęcą. Przywilej dla wojewody krakowskiego zezwalał na kolonizowanie, ale nie zbiegłymi rzezimieszkami, lecz ciężko harującymi rolnikami.
Na Podhalu jedyna w miarę dogodna dla rolnictwa była dolina Dunajca, w okolicy dzisiejszego Nowego Targu. Aluwialny teren jak na górskie warunki był całkiem żyzny. Koło dzisiejszego Ludźmierza istniało nawet małe jeziorko. Wokół rozciągała się pradawna puszcza sięgająca spod szczytów Tatr niemal do samego Tyńca. Wówczas mniej było tu świerków, więcej mieszanego lasu jodłowo-bukowego.
Czytaj też:
Republika Komańczy
Pierwsi śmiałkowie wędrowali ku Tatrom z Małopolski doliną Raby, przez dzisiejszą Mszanę Dolną, potem w poprzek Gorców ku wsiom Niedźwiedź i Obidowa, by połączyć się w Klikuszowej z trasą dzisiejszej zakopianki. Żadna z wymienionych wsi wówczas oczywiście nie istniała.
W Ludźmierzu stanął klasztor cystersów. Gospodarni mnisi otrzymali zezwolenie na poszukiwanie kruszców w Tatrach. Na wschód powstała osada Stare Cło, która po latach stanie się Nowym Targiem. Bardziej na południe, w Szaflarach, zbudowano gród. Nowym osadnikom było ciężko: „owies był nikczemny i mały”, a cystersów zaczęli gnębić rozbojami jacyś bliżej nierozpoznani „synowie Beliala”. Przez blisko sto lat istniało na Podhalu raptem kilka wsi po kilkanaście chałup każda.
Kim byli owi pragórale? Obok Małopolan masowo sprowadzano tu Niemców – sytuacja ta niczym nie różniła się od innych rejonów XIII- i XIV-wiecznej Polski. Byli oni protoplastami wielu podhalańskich rodów sołtysich, a o ich obecności świadczą takie nazwy jak Szlembark, Sromowce (Schram), Grywałd, Szaflary, Waksmund. Socjolog Kazimierz Dobrowolski wykazał, że ówczesne średniowieczne podhalańskie wsie oparte na trójpolówce wymuszały na gospodarzach współpracę, zwartość osadnictwa, zmysł towarzyski, kontrolę społeczną, a także większą skłonność do kłótni i sporów o obrazę czci.
Przybycie Wołochów
Pewnego razu, gdzieś na samym początku XV w., podhalańscy rolnicy zobaczyli dziwnych przybyszów. Pędzili oni stada owiec i nadeszli ze wschodu. Byli niechlujni, smagli, czarnowłosi i zakutani w owcze futra. Nosili dziwne, rozcięte na dole spodnie, a cały ich ubiór wionął baraniną i serem. Ci z bardziej „bywałych” rolników rozpoznali w nich tych samych awanturników, którzy w 1406 r. napadli na Stary Sącz. Mówiono na nich „Wołosi” lub ze słowacka „Walasi”. Ludzie ci przybyli z Bałkanów i przez kilkaset lat przemieszczali się ku północy po karpackich halach. Dlaczego opuścili swoje pierwotne dziedziny? Historycy nie są co do tego zgodni. Autorzy pracy „Pasterstwo w Karpatach – tradycja i współczesność. Szkice” wykluczają, aby Wołochów ku północy popędzić mieli Turcy osmańscy. Ci akurat dawali pasterzom bardzo korzystne warunki egzystencji. Wołochów do migracji zmusił rozrost owczych stad i niemożność ich wyżywienia na halach bałkańskich.
Zetknięcie miejscowych z Wołochami było szorstkie. Długosz opisywał ich jako ludzi prymitywnych, brutalnych i skorych do rozboju. Nomadyczni pasterze nie uznawali nad sobą żadnej władzy i nie szanowali własności prywatnej w taki sposób jak żyjący poniżej Tatr rolnicy. Chociaż ochrzczeni (w obrządku prawosławnym), mieli swobodniejsze obyczaje. Gardzili rolnikami jako słabeuszami, twierdząc, że tylko pasterstwo godne jest mężczyzny. Do największych spięć dochodziło na wiosnę i jesienią, gdy Wołosi przepędzali swoje stada z tatrzańskich hal i z powrotem. Zwierzęta niszczyły wtedy pola uprawne.
Czytaj też:
Skąd wzięli się Polacy
Władza, reprezentowana na Podhalu przez starostów, nie mogła na to patrzeć obojętnie. Wobec Wołochów zastosowano metodę kija i marchewki. Sejmiki uchwaliły podatek na walkę z wołoskimi zbójcami, a królewskie dokumenty pozwoliły starostom wyznaczać Wołochom miejsca, gdzie mogliby żyć. Pasterze mieli na stałe osiąść w kotlinach i wytyczonymi szlakami pędzić owce ku halom. W Tatrach nie dało się dłużej żyć z samego pasterstwa – hale były mniejsze niż na Bałkanach, zimy sroższe, a ludzi było coraz więcej.
Nowo sformułowane prawo wołoskie bardzo sprzyjało pasterzom – korzystali z długiej wolnizny i oddawali czynsz w zwierzętach i serach (tych ostatnich nie przełknąłby żaden dzisiejszy amator bacowskich oscypków – były przeraźliwie twarde i słone, aby wytrzymały całą zimę). Ceną, oprócz porzucenia swawoli, były srogie warunki, na których egzystowali pasterze – nieraz zdarzało się, że całe drużyny zamarzały w górach z zimna i umierały z głodu. Obie dawniej wrogie społeczności zaczęły się bardzo szybko mieszać – pasterzom imponował rolniczy dobrobyt, rolnikom pasterskie zdobnictwo, swobody, bitność. W XVI w. nie było już na Podhalu nomadów, a w XVII możemy mówić o zlaniu się obu społeczności. Miejscowi zaczęli trudnić się pasterstwem, Wołosi zaś rolnictwem, przyjmując jednocześnie katolicyzm i „język polski”. We wsiach wołoskich pamiętano jednak o dawnym charakterze pasterzy: kary za kradzież były tu dużo bardziej surowe.
Zadziorność z Bałkanów
Wkład Wołochów w góralską kulturę jest olbrzymi. Nazwiska (Galica, Baliga), strój (pasy bacowskie, portki), pożywienie (bryndza), nazwy zwierząt (cap), sprzętów (patyra, czyli beczka na żętycę), miejsc (Groń, Magura, Koczora, Zawoja), drewniane naczynia, zdobnictwo i mrowie przesądów. Te ostatnie współistniały w najlepsze wraz z katolicyzmem.